REKLAMA

Koniec marzeń o jednolitym rynku. Przynajmniej na razie...

Ponieważ nic nie rozumiem z brukselskiej polityki, to nijak nie potrafiłem zinterpretować zeszłotygodniowej debaty Rady Europy na temat rozporządzenia o jednolitym rynku. - Przyjmą to rozporządzenie, czyli go nie przyjmą - zastanawiałem się, nie bardzo rozumiejąc, co realnie oznacza: "to bardzo dobra inicjatywa, ale..." No więc zapytałem kilka obeznanych w materii osób, które wyjaśniły mi, że w Brukseli "mamy pewne zastrzeżenia", znaczy "nigdy tego nie poprzemy!"

Przesadzam? Tak, jak często w komentarzu. Na poważnie jednak, zupełnie na poważnie, przyjmuję i zaczynam lansować tezę, że z rozporządzenia o jednolitym rynku, przynajmniej w tej wersji, nic nie będzie. - Przed nami wybory, na wiosnę będzie nowy parlament i nowa Komisja. Obiektywnie jest bardzo mało czasu na przyjęcie rozporządzenia. A nic nie wskazuje, żeby Rada miała działać w tej sprawie tak szybko, jak na tym zależy komisarz Neelie Kroes. Bo Radzie nie zależy na tym rozporządzeniu tak bardzo, jak komisarz Neelie Kroes - wyjaśnili mi uczeni przyjaciele.

Większość zebranych przeze mnie opinii jest na "nie", aczkolwiek jedna z osób - znawca europolityki - zauważa, że wszystko zależy od tego, jak długo będzie się konstytuowała nowa Komisja. Jeżeli długo - co się ponoć może zdarzyć - to komisarz Kroes zyska cenny czas i, kto wie, zdąży przepchnąć rozporządzenie. Jeżeli nowa komisja ukonstytuuje się szybko, to marne jej szanse...

Wszystko bowiem wskazuje, że rozporządzenie miało być ukoronowaniem kadencji Pierwszej Damy Europejskiej Telekomunikacji. I że po wyborach odejdzie ona od aktywnego uprawiania polityki. Trudno oczekiwać, że jej następca od Cyfrowej Agendy z miejsca podejmie - w forsowanym przez nią kształcie - mocno kontrowersyjny projekt. Który - podobno - został przez Radę mocno skrytykowany.

To przyjmuję na wiarę. Trzeba mieć ucho dobrze wyczulone na brukselskie niuanse, żeby usłyszeć krytykę we frazesach: "to bardzo dobra inicjatywa, ale..." Chyba, że tę krytykę wyraża się bardziej wprost na salonach, na których nie mam honoru bywać. Projekt, wyjątkowo ostro jak na nich, skrytykowali narodowi regulatorzy. I sami, i poprzez BEREC, ale to nie oni robią politykę.

Jeżeli specjaliści mają rację, to praktycznym pytaniem jest: kiedy i w jakim kształcie projekt rozporządzenia wróci na wokandę. Odniosłem wrażenie, że jedynym, dla wszystkich "koszernym", zagadnieniem są prawa abonentów, a do wszystkich innych ktoś ma jakieś zastrzeżenia. Czy to słuszne zastrzeżenia, czy tylko lęk przed utratą władzy na rzecz Brukseli pozostawiam bez odpowiedzi. To już zupełnie inna bajka, do rozważania w zupełnie innym serwisie.