Królestwo za częstotliwości 3,4-3,8 GHz!

Historycznie mniej zasobów w paśmie 900 MHz, nieudany start po 1800 MHz i nieudany zakup w tym paśmie od Polkomtela, utrata pasma 450 MHz, a teraz deficyt zasobów 3,4-3,8 GHz (jak się okazuje) w Polsce kluczowy dla startu 5G – oto ciężki los Orange Polska. Dopust boży za grzechy przeszłe, albo nieprzemyślana strategia.

Do czasu, gdy w sieciach mobilnych dominował głos i SMS-y zasoby radiowe nie budziły większego zainteresowania (z jednym wyjątkiem pasma 2100 MHz dla UMTS) i leżały odłogiem. Jak już coś nawet lądowało na stole, to Orange nie poddawał się ogólnemu hype’owi i do kolejnych przetargów podchodził z dużym dystansem, co nawet budziło pewien szacunek. O ogólnopolską rezerwację 3,6-3,8 GHz w ogóle się nie pokusił, a anulowaniem przetargu na częstotliwości „powiatowe” za bardzo nie przejął. Jako operatorowi największej sieci stacjonarnej w kraju WiMAX do niczego mu nie był potrzebny. I zdaje sie trafnie przewidział, że z tej technologii nic nie będzie. Mógł potem z uśmiechem triumfu patrzeć na fiasko projektu Clearwire’a, a z uśmiechem politowania na Polską Telefonię Cyfrową, która za wszelką cenę broniła (nieużywanych de facto) częstotliwości 3,6-3,8 GHz przed surowym okiem regulatora. Los jednak właśnie z Orange hihocze.

Pod koniec zeszłej dekady lekceważenie wolnych zasobów radiowych w ogóle weszło w modę. Kiedy zdesperowani zwycięzcy przetargu na 1800 MHz latali po rynku by znaleźć partnera, to zainteresował się ich aktywami tylko Zygmunt Solorz-Żak. Pozostali rechotali ze spekulantów, którym paliło się koło... czterech liter. Przyszły właściciel Polkomtela kupił potem jeszcze przez podstawioną spółkę 900 MHz i za psie pieniądze 2600 MHz. Nagle okazało się, że zakumulował coś ok. 40 proc. wszystkich zasobów radiowych dla sieci mobilnych. I wtedy rynek na powrót ogarnęła częstotliwościowa gorączka.

Przyszedł przetarg na 1800 MHz, który Orange przegrał, źle wyceniając ofertę. Odrobił lekcję i odkuł się w sławetnej aukcji LTE, której był zdecydowanym zwycięzcą. Teraz trwa kolejny test jego częstotliwościowej zręczności: czy i za jaką cenę sprzedany zostanie blok w paśmie 450 MHz, z którego Orange w zeszłym roku zrezygnował? I czy operator będzie sobie winszował trzeźwości osądu, czy pluł w brodę za niefrasobliwość?

To się dopiero okaże. Tym czasem w wysokim zakresie widma jednak znowu stoi... bez bielizny. Potrzebne dla sieci 5G zasoby w paśmie 3,6-3,8 GHz T-Mobile Polska ma od dawna. Polkomtel kupił je sobie razem z Netią, a Playowi udało się nabyć od Softnet Group. Orange znowu nie ma nic i może liczyć tylko na regulatora, lub na konkurentów. To musi smakować kwaśno-gorzko.

Porządkowanie widma w Polsce jest potrzebne, ale z pewnością będzie trudne. Nowelizacja Prawa telekomunikacyjnego ma dać Prezesowi UKE imperatorską władzę nad spektrum, co wcale nie znaczy, że wygaszanie rezerwacji i komasowanie zasobów pójdzie szybko i bez sporów. Jestem przekonany, że żaden z aktualnych dysponentów pasma 3,4-3,8 GHz nie odda chętnie swoich zasobów. Bez względu, czy ich naprawdę używa, czy spekulacyjnie chomikuje. Zasada efektywności wykorzystania zasobów rzadkich weźmie się za bary z niemniej istotną zasadą świętości praw nabytych. Efekt trudny do przewidzenia. Na szczęście dla Orange wyniki będą naprawdę istotne za 1-2 lata.