REKLAMA

Network sharing démodé?

Ciekawe, że po dekadzie zachłyśnięcia współdzieleniem infrastruktury Francuzi właśnie tego zakazują, jako podstawowego modelu utrzymania technicznego zaplecza dla sieci mobilnych.

Wiem, że w istocie chodzi o roaming krajowy, ale według mnie logika jest podobna. Podejrzewam, że nie stoją za tym żadne głębsze przemyślenia, ani długoterminowa strategia. Podejrzewam, że chodzi o doraźne sprawy.

Free zaorał francuski rynek mobilny, jak Play zaorał polski rynek. Trzy lata temu francuscy MNO popadli w poważne tarapaty finansowe z powodu gwałtownej (gwałtowniejszej, niż w Polsce) przeceny rynku. Na tej fali zaczęła się konsolidacja i przetasowania własnościowe: koncern Vivendi sprzedał sieć SFR, Orange nabrał ochoty na przejęcie Bouygues Telecom. Ta ostatnia transakcja została – jeszcze na etapie zakulisowych ustaleń – zablokowana przez władze.

We Francji nie lubią, kiedy przedsiębiorstwa zwalniają pracowników, nie lubią, kiedy słabnie konkurencja. I w przeciwieństwie do nas mniej wierzą w „niewidzialną rękę rynku”, a bardziej w działania zapobiegawcze ze strony władzy. Ograniczenie roamingu postrzegam właśnie w takich kategoriach.

– Obetnijmy Free roaming krajowy, zmuśmy go do inwestycji w rozbudowę sieci, odbierzmy Orange pożytki, jakie ma z działania Free, to pewnie ceny trochę wzrosną i rynek się ustabilizuje – tak sobie wyobrażam sprytny plan francuskiego regulatora (ARCEP), który – na marginesie mówiąc – pewnie jest tak samo niezależny od rządu, jak ten nasz. Plan zadziała, albo nie zadziała. Zobaczymy. Kłoda pod rozwój network sharingu została jednak rzucona. Czy rynek przed nią wyhamuje, czy może spróbuje przeskoczyć?

Uzasadniając ograniczenie roamingu krajowego, francuski regulator napomknął, że to nie sprzyja konkurencji na jakość i zasięg usług. Taki argument i mnie wpadł do głowy podczas dyskusji nad budową jednej sieci w paśmie 800 MHz. Wpadł – przyznaję – dopiero w pewnym momencie, bo początkowo byłem entuzjastą tego pomysłu. Dziś już nie jestem i uważam, że z punktu widzenia szerokiego interesu rynku należy programować co najmniej dwie, konkurencyjne infrastruktury. No chyba, że na terenach najsłabiej zasiedlonych (tutaj zresztą ARCEP nadal popiera współpracę infrastrukturalną operatorów).

Perspektywa operatorów może być oczywiście inna, bo im wolno myśleć tylko o kosztach i przychodach. Nie widzę jednak, aby – czysto pragmatycznie motywowane – współdzielenie infrastruktury rozwijało się w naszym kraju w szybkim tempie.

T-Mobile i Orange zrobiły swoje, ale dzisiaj przybywa raczej lokalizacji, których obie firmy używają indywidualnie. Polkomtel i Play nie zrobiły wspólnej sieci, ani nie przyłączyły się do projektu Networks! Jak widać, korzyści nie są takie oczywiste. Uwspólnianie infrastruktury odbiera operatorom jeden z czynników gry rynkowej. Właśnie ten, o który rzekomo troszczy się ARCEP: jakość i zasięg usług.

Tymczasem Play ma „zasięg czterech sieci”, Plus ma „największy zasięg LTE”, a T-Mobile w ogóle ma najlepszą sieć na świecie... Uwspólnianie infrastruktury – zwłaszcza aktywnej – odbiera możliwość stosowania takiej retoryki. Po drugiej stronie są koszty, ale aukcja 800 MHz pokazuje, że kluczowe zasoby infrastrukturalne są warte naprawdę bardzo dużo. Mam wrażenie, że wartość własnej infrastruktury umyka prostym wyliczeniom w arkuszu kalkulacyjnym.

Jeżeli nawet Francuzów, ograniczających roaming krajowy, motywowały bardzo przyziemne względy bieżącej polityki, to nie wykluczone, że w punkt trafili w nowe trendy na europejskim rynku telekomunikacyjnym.