NIK opracowuje nowy raport o PEM. Publiczna dyskusja trwa

Najwyższa Izba Kontroli postanowiła ponownie sprawdzić, jak państwo chroni obywateli przed wpływem promieniowania elektromagnetycznego (PEM) pochodzącego od urządzeń telefonii komórkowej.

Kontrolerzy oceniają, czy w Polsce działa system skutecznego nadzoru nad emisjami. Kontrola NIK obejmuje Katowice, Kraków, Lublin, Poznań i Szczecin. Jej wyniki mają być znane po wakacjach.

Kontroli towarzyszył zorganizowany przez NIK panel ekspertów. Wzięli w nim udział m.in. przedstawiciele trzech ministerstw (zdrowia, cyfryzacji i środowiska), naukowcy, lekarze oraz przedstawiciele zarówno operatorów telefonii komórkowej, jak i tzw. strony społecznej.

Część jej uczestników wskazywała, że państwowy system monitoringu w kwestii badań promieniowania elektromagnetycznego może być nieskuteczny m.in. dlatego, że zdecydowana większość stacji bazowych telefonii komórkowych nie podlega ocenie. Badania opierają się np. na danych przekazywanych przez operatorów. Według części ekspertów, ciągłe narażenie na promieniowanie elektromagnetyczne ma negatywny wpływ na zdrowie.

Co nie dziwi, szczególnie przedstawiciele strony społecznej wyrażali ogromne wątpliwości wobec praktyki lokalizowania stacji bazowych. Krytykowali m.in. obowiązujące przepisy, które z jednej strony dopuszczają postawienie stacji bez rzetelnej oceny oddziaływania na środowisko, a z drugiej strony uniemożliwiają późniejsze prowadzenie rzetelnych pomiarów PEM. Podkreślali przy tym, że promieniowanie elektromagnetyczne może nieść ze sobą nieznane nam jeszcze zagrożenia i postulowali przeprowadzenie szerokich badań epidemiologicznych. Do czasu ich zakończenia strona społeczna domaga się stosowania zasady ostrożnościowej, ograniczającej niekontrolowany rozwój technologii generujących PEM.

Janusz Mikuła z Politechniki Krakowskiej uważa, że obecny system monitoringu to fikcja. Przekonywał, że w Polsce z ochroną przed promieniowaniem elektromagnetycznym jest tak, jak ze służbą zdrowia i praktycznie nie ma prewencji. Jego zdaniem to wina niefunkcjonującego w praktyce systemu ocen oddziaływania na środowisko inwestycji dot. instalacji emitujących takie promieniowanie. 

– Na dzień dzisiejszy 99 proc. stacji bazowych telefonii komórkowych nie podlega ocenie. Opieramy się na danych przekazywanych przez operatorów. Tak samo jest w stosunku do państwowego systemu monitoringu, realizowanego przez Wojewódzkie Inspekcje Ochrony Środowiska – to fikcja. W dużych miastach to jest po 15 punktów pomiarowych, w województwach to jest po 25 punktów wcale niereprezentatywnych dla danego terenu – wskazał ekspert.

Jego zdaniem taka sytuacja powoduje, że nie wiemy dokładnie, jak rozkłada się promieniowanie elektromagnetyczne i gdzie się ono kumuluje.

Tomasz Wilde z Polskiej Unii Właścicieli Nieruchomości zwrócił uwagę, że kłopotem jest ocena stopnia zagrożenia promieniowaniem pola elektromagnetycznego (PEM), ponieważ różnie działa ono na ludzi. Według niego, najbardziej narażone są dzieci i osoby starsze, a problemy zaczynają się średnio po 10 latach. Objawami takiej nadwrażliwości elektromagnetycznej są m.in. rozdrażnienie, problemy ze snem, brak koncentracji, nadmierne pobudzenie. Długie narażenie na takie pole, według Wilde, może powodować też choroby onkologiczne.

Część z obecnych podczas debaty lekarzy postulowała objęcie monitoringiem wszystkich stacji bazowych i stworzenie w dłuższej perspektywie mapy zagrożeń dla pacjentów. Działałaby ona na wzór monitoringu, jaki zastosowano w przypadku smogu. Do niedawna w Polsce tym zjawiskiem także nikt się nie przejmował – obecnie coraz więcej ludzi jest świadomych zagrożenia i korzysta z monitoringu pyłowego.

Rafał Pawlak z Instytutu Łączności, Państwowego Instytutu Badawczego przekonywał jednak, że wyniki badań przeprowadzonych przez tę instytucję wskazują, że zagrożenie polem elektromagnetycznym dla użytkowników nie jest duże.

Nasze badania nie wskazują na to, by w jakimkolwiek punkcie w otoczeniu punktów dostępowych sieci WiFi można byłoby stwierdzić nawet przekroczenie 50 proc. wartości dopuszczalnych. Tą wartością jest 7 V/m (wolt na metr). Rejestrowane przez nas wartości nie przekraczały 2 V/m – zapewniał.

Jednym z miast, które od lat zmagają się z PEM, jest Kraków. W mieście tym mieszkańcy organizowali liczne protesty związane z lokalizacją nowych stacji telefonii komórkowej oraz zwiększaniem mocy anten. Od 2012 r. radni już trzykrotnie uchwalali rezolucje w tej sprawie do władz państwa.

Zdaniem radnych, obowiązujący dotychczas sposób weryfikacji rzeczywistego narażenia mieszkańców na PEM jest niewystarczający. Miasto chce opracować samodzielnie system prewencji. Zakupiono na początek trzy urządzenia pomiarowe. Pojawił się jednak problem – operatorzy nie przekazują udokumentowanych danych wejściowych potrzebnych do symulacji rozkładu pól elektromagnetycznych. A bez nich skuteczny pomiar PEM nie jest możliwy.

Czy wobec tego nie należałoby zmienić metodyki pomiarów? Według specjalistów ze środowisk akademickich nie ma takiej potrzeby, bo jest ona dobra i sprawdzona. Ich zdaniem przepisy zapewniają prawidłowe badania, a kontrola pól jest w Polsce dobrze rozwinięta. Co z niej wynika? Pomiar szerokopasmowy, pokazujący wpływ PEM na zdrowie ludzi, nie wykazuje przekroczenia norm. Zdarza się, że niewielkie przekroczenia wykazują pomiary selektywne, mierzące maksymalne estymowane natężenia wokół stacji. Trzeba jednak zaznaczyć, że polskie normy należą do jednych z najbardziej restrykcyjnych na świecie.

Problemem dotyczącym pomiarów PEM może być to, że przepisy dostosowane są do pojedynczych instalacji i nie uwzględniają przypadków, kiedy pola kilku stacji bazowych nakładają się na siebie. Dlatego, zdaniem części specjalistów, warto skorygować rozporządzenie, by nie badać wyłącznie konkretnej stacji bazowej, ale całe środowisko w obrębie jej oddziaływania.

W debacie wzięli także udział przedstawiciele operatorów telefonii komórkowej. Ci przekonywali, że przestrzegają wszelkich norm dotyczących wartości pól elektromagnetycznych w otoczeniu człowieka i w efekcie są one poniżej kryteriów ustalonych w przepisach. Postulowali także uporządkowanie prawa, które jest  według nich nieprzejrzyste, skomplikowane i źle stosowane.

Przykład? Obecnie do ochrony środowiska w przypadku stacji bazowych używa się przepisów prawa budowlanego – w konsekwencji dołożenie do niej małego urządzenia wymaga od operatora pozwolenia na budowę.

Zarówno eksperci sympatyzujący z zaniepokojonymi mieszkańcami, jak i ci, którzy zachowywali wobec informacji o elektromagnetycznym smogu dystans, byli zgodni w jednym: obecnie nie mamy pewnej i rozstrzygającej wiedzy, jaki wpływ na zdrowie ludzi ma promieniowanie elektromagnetyczne. W tej sytuacji ochrona coraz częściej upominających się o swoje prawa obywateli przy jednoczesnym utrzymaniu tempa rozwoju technologicznego może być sporym wyzwaniem. NIK zapowiada, że przygotowywany przez tę instytucje raport „Działania organów administracji publicznej w zakresie  ochrony przed promieniowaniem elektromagnetycznym pochodzącym od urządzeń telefonii komórkowej” odpowie wkrótce przynajmniej na część pytań w kwestii, jak państwo radzi sobie z tym zadaniem.

Izba przypomniała też, że w opublikowanym pod koniec 2015 r. raporcie o PEM  wskazała, że niektóre stacje bazowe telefonii komórkowej powstały bez wcześniejszego przeanalizowania, jak oddziałują one na sąsiednie nieruchomości. Przepisy nie gwarantowały też dokładnego zbadania emisji sygnału na zdrowie i jakość życia ludzi. Kontrolą objęto wówczas postępowania w wybranych urzędach trzech miast (Krakowa, Warszawy i Lublina) w latach 2009-2014.

– Niejasne przepisy w tym zakresie sprawiały, że nie było podstaw do weryfikowania, czy stacje komórkowe o zwiększającej się mocy nie wpłyną w niedopuszczalny sposób na sąsiednie tereny, w tym także na możliwość ich przyszłego zagospodarowania. Tymczasem zwiększenie mocy anten powoduje zwiększenie zasięgu oddziaływania pól elektromagnetycznych na otoczenie. Może to wpływać m.in. na ograniczenie praw do tych nieruchomości w związku ze znacznym wzrostem promieniowania elektromagnetycznego w miejscach dostępnych dla ludności – wskazała wówczas NIK.