REKLAMA

Roamingowa łatwizna

Polecam raport UKE. Statystyki są nieubłagane. Spadek cen i wzrost użycia usług w roamingu nie powoduje wzrostu wartości rynku. Wręcz przeciwnie: spadek. To znaczy, że ze spadku cen zadowolone może być - ogólnie rzecz biorąc - tylko pół rynku: nabywcy. Nie zamierzam wylewać łez nad ciężką dolą dostawców. Rynek jest brutalny i tyle. Każdy ciągnie w swoją stronę i póki lina nie pęka, to jest w porządku. W tym wypadku po stronie nabywców ciągnie  najemny atleta: polityczny regulator.

I znowu, to nic dziwnego. Tak jest w wielu sferach gospodarki, a na rynku telekomunikacyjnym, to zgoła norma. Widać w tym jednak dokładnie tajemnicę toczącej się od lat dyskusji o rynku roamingowym. Obniżka cen jest na rękę tylko nabywcom. Dostawcy nie widzą w niej żadnych korzyści. Albo korzyść widzi zbyt mała liczba dostawców. Albo nie są to dostawcy dostatecznie potężni.

W pierwszej połowie zeszłej dekady na Polskim rynku komórkowym, mimo oligopolu, stawki spadały, bo to dawało szansę na rozwój i wzrost przychodów. Czysta ręka rynku! Potężną marżę, jaką generują mobilia dostrzegł Play i postanowił co nieco z niej uszczknąć (tak, jak Free we Francji i wielu innych operatorów). Chociaż wszedł z morderczą dla konkurencji strategią, to i tak do 2011 r., czyli jeszcze przez 3,5 roku wartość rynku rosła. Tutaj ręka rynku nadal działała, chociaż już w regulacyjnej rękawiczce. Od prawie dwóch lat sytuacja regulacyjna jest już jednak ustalona i ciosy operatorzy zadają sobie sami. Rynek mobilnej transmisji rozwija się zdrowo. Usługi są tam, gdzie je sprowadziły niskie MTR. Play zmienił reguły gry, a pozostali musieli się dopasować i to zrobili. Ręka rynku znowu działa!

Dla odmiany Komisja Europejska w rękę rynku za  bardzo nie wierzy. Od kilku lat nie tyka hurtowego rynku romingowego, który mógłby niewidzialnej ręce nadać niezbędną dynamikę. Kokietuje tylko europejską publiczność szybkimi i łatwymi regulacjami cen detalicznych w roamingu.

Czy problem tego rynku istnieje? Owszem. Rynek, to także nabywca i on ma prawo nie być zachwycony. Jako nabywca przed przekroczeniem granicy nieunijnego kraju trzęsącymi się rękami sprawdzam po trzy razy, czy aby na pewno wyłączyłem mobilną transmisję w telefonie. Jak nie wyłączę, to w kilka minut parę niewinnych aktualizacji może mnie kosztować kilkadziesiąt złotych, albo więcej.

Rozumiem, że dostawcy usług roamingowych policzyli sobie skrzętnie, że na przystępniejszych cenowo usługach dla mnie nie zarobią tyle, ile dzisiaj zarabiają na tych, którzy z roamingu korzystają często - z musu lub z powodu wysokiej zasobności portfela. Dokładnie to pokazuje opublikowany przez UKE raport.

Jak konsumentowi jest mi ganc pomada, co spowoduje obniżenie cen roamingu. Może być dobry wujek z Brukseli. Jako obserwator rynku telko, wolałbym aby dokonało się to konkurencją operatorów o moje złocisze. Wujek z Brukseli powinien zadbać przede wszystkim, żeby zaczęli konkurować. Bo niektórzy z pewnością chcą.