Czy komórkowa fuzja w USA zakończy się wariantem włoskim?

Na dniach amerykańska Federalna Komisja Łączności i Departament Sprawiedliwości rządu USA powinny ogłosić (niezależnie od siebie) decyzje w sprawie fuzji dwóch amerykańskich operatorów komórkowych. Nawet jeśli będą pozytywne – na co się zanosi – to na drodze do zamknięcia wartej 26,5 mld dolarów transakcji stać będzie jeszcze 10 amerykańskich stanów, wedle władz których na tym połączeniu stracą ich mieszkańcy.

(źr. TELKO.in)

Gdy w końcu kwietnia 2018 r. T-Mobile US i Sprint (trzeci i czwarty co do wielkości MNO w USA) ogłaszały zamiar połączenia zdawały sobie sprawę, że droga do celu nie będzie łatwa. To nie pierwsza podejmowane przez te firmy próba. Poprzednia, w lecie 2014 r., po kilku miesiącach starań o regulacyjne zgody została zablokowana przez Federalna Komisję Łączności (FCC) i zajmujący się także sprawami antymonopolowymi Departament Sprawiedliwości (DoJ). Planowane połączenie zmniejsza liczbą ogólnokrajowych MNO z czterech do trzech, a to budzi obawy, że zostanie ograniczona konkurencja na czym stracą konsumenci.

Jak to się robi w Europie?

Nie inaczej było i jest w Europie. Komisja Europejska szczegółowo przygląda się takim transakcjom. Oczekuje, że planujący połączenie operatorzy przedstawią remedia, czyli proponowane przez nich sposoby na zredukowanie ryzyka związanego ze spadkiem poziomu konkurencji. Przez kilka lat akceptowanym działaniem zaradczym było zapewnienie przez łączące się sieci dogodnych warunków dla operatorów wirtualnych. Ten wariant zastosowano m.in. w Austrii i w Niemczech.

W ostatnich latach Komisja dochodziła jednak do wniosku, że preferencje dla MVNO to za mało. W odpowiedzi planujące fuzję włoskie sieci Wind i 3 Italia zaproponowały otwarcie dni dla nowego MNO tak, by pozostało ich na rynku czterech. Wystawili więc na sprzedaż część swoich zasobów pasma radiowego oraz infrastruktury i zaoferowali korzystne warunki roamingu krajowego. Ten pomysł kupił – w przenośni i dosłownie – francuski Iliad. Pojawił się – najpierw na papierze, a od końca II kwartału ub.r. w operacyjnej rzeczywistości – jako czwarty gracz. I – oferując atrakcyjne plany taryfowe – sporo namieszał na włoskim rynku.

Niewiele na wstępie

T-Mobile i Sprint, ogłaszając fuzję, zapowiedziały, że po połączeniu przez trzy lata utrzymają dotychczasowe ceny usług, oraz że nowa firma szybko zbuduje ogólnokrajową sieć 5G, wykorzystując do tego m.in. posiadane przez T-Mobile US pasmo 600 MHz oraz pasmo 2,5 GHz, które ma Sprint.

Pierwsza z obietnic miała złagodzić obawy o osłabienie konkurencji. Druga, przekonać administrację USA, która oczekuje, że amerykańscy MNO będą liderami budowy sieci nowej generacji. Nie czekając zresztą na ostateczne rozstrzygnięcia, obaj operatorzy zaczęli inwestycje w 5G.

Od chwili ogłoszenia, planowane połączenie stało się przedmiotem rutynowych analiz FCC i DoJ. Departament chciał m.in. dowiedzieć się, jak na fuzję zapatrują się mniejsi operatorzy, w tym MVNO i lokalni MNO. W sierpniu ub.r. DoJ poznał ich opinie. Były krytyczne. Obawiali się osłabienia pozycji MVNO, bo zmniejszenie liczby MNO może – ich zdaniem – spowodować presję na wzrost stawek hurtowych dla MVNO, a w konsekwencji doprowadzić do wzrostu cen detalicznych. W opiniach zwracano uwagę, że plan połączenia nie zawiera żadnych gwarancji dla MVNO, ani dla mniejszych operatorów korzystających z roamingu krajowego.

Z czasem z DoJ zaczęły płynąć sygnały, że fuzja w proponowanym kształcie nie ma szans na akceptację. T-Mobile i Sprint, chcąc ratować fuzję, musieli sięgnąć po dodatkowe środki zaradcze.

Szaf FCC kupuje sprzedaż prepaid

W końcu maja planujący połączenie operatorzy przedstawili dodatkowe remedium: zaproponowali, że sprzedadzą Boost Mobile, markę prepaid, której właścicielem jest Sprint, i że zaoferują nabywcy sześcioletni kontrakt na dostęp do sieci. To miałoby wzmocnić konkurencję na rynku. Analitycy wyliczyli, że Boost wart jest od 3 do 5 mld dolarów.