REKLAMA

Dyskusje o telekomunikacji. Rozporządzenie, które nie wejdzie w życie

Anna Streżyńska: Projekt rozporządzenia o jednolitym rynku stwarza pozory wyrównywania szans dla wszystkich operatorów w Europie, ale w praktyce dyskryminuje podmioty krajowe. Może to nie jest modny sposób myślenia, ale ja zastanawiam się przede wszystkim, co ta regulacja będzie oznaczała dla rynku polskiego, czyli dla Polski. Z tego punktu widzenia nie wydaje mi się, aby trzech globalnych konkurentów na rynku polskim oznaczało dokładnie to samo, co trzech krajowych konkurentów na tym samym rynku.Łukasz Dec: Należy bronić "narodowego rynku telekomunikacyjnego"?

Tom Ruhan
(źr.TELKO.in)

Anna Streżyńska: Tak właśnie uważam.

Łukasz Dec: Myślę, że należy go bronić o tyle, o ile inni go bronią. Żeby szanse były równe dla wszystkich. Niemniej jest granica tej obrony, za którą zaczyna się ekonomiczny bezsens. Nie mamy narodowego przemysłu motoryzacyjnego, nie mamy własnej sieci satelitarnej i jeszcze w paru innych gałęziach przemysłu korzystamy z globalnych dostawców.

Anna Streżyńska: Za łatwo i za szybko ze wszystkiego rezygnujemy. Nie dbamy o własne generatory usług i innowacji.

Cezary Albrecht: Czy naprawdę coś wynika z faktu, że jakiś podmiot jest krajowy? I jaka tutaj powinna być definicja, ponieważ kiedy patrzę na polski rynek mobilny, to naprawdę nie wiem, który z operatorów jest bezdyskusyjnie podmiotem krajowym. Bez względu na to trudno mi dostrzec, żeby podmioty – o których z jakąś dozą prawdopodobieństwa można powiedzieć, że są "krajowe" – miały większą skłonność do inwestycji, niż podmioty – powiedzmy – zagraniczne. Dopóki warunki są takie same dla wszystkich, korzenie danego podmiotu nie wpływają na jego rynkowe działanie.

Ireneusz Piecuch: Z uwagi na własne korporacyjne doświadczenia z tym bym się całkiem nie zgodził. Jeżeli – w uproszczeniu – międzynarodowa korporacja zadecyduje, że strategicznym celem inwestycji jest Azja, to są małe szanse, żeby zainwestowała w Polsce, choćby tu były świetne warunki. Dlatego uważam, że aspekt narodowy nie powinien być całkiem ignorowany.

Łukasz Dec: Co by mogło przyciągnąć pieniądze do Polski? Ja uważam, że stabilne ramy regulacyjne, odpowiedni poziom konkurencji i znoszenie barier inwestycyjnych.

Ireneusz Piecuch: Będę nudny: rezygnacja z regulacji ex-ante.

Łukasz Dec
(źr.TELKO.in)

Andrzej Abramczuk: Na pewno nie regulacje na poziomie paneuropejskim. Na poziomie krajowym – moderowane regulacje. Nie wyobrażam sobie jednego organu, który z powodzeniem będzie regulował np. Polską i Hiszpanię. Powinien się kierować podobnymi zasadami w obu przypadkach, a jakoś trudno mi uwierzyć, że w każdej sprawie znajdzie spójne rozwiązanie dla obu tych krajów.

Jacek Niewęgłowski: Wracając na chwilę do szczytnego celu, który przyświeca projektowi jednolitego rynku cyfrowego, jakim jest poprawa konkurencyjności europejskiej gospodarki. Powinniśmy pamiętać, że jako branża jesteśmy tylko małą cegiełką gospodarki choć rzeczywiście mamy na nią adekwatny wpływ. Jest niestety populizmem twierdzić, że ileś "set" tysięcy kilometrów nowych sieci optycznych podniesie poziom konkurencyjności i innowacyjności europejskiej gospodarki. Przewaga gospodarki Stanów Zjednoczonych nad Europą leży nie w ilości światłowodów, ale w ich niedoścignionym systemie edukacji na poziomie wyższym i finansowania przedsiębiorczości. Zwłaszcza start-upów.

Ireneusz Piecuch: Nie ma zmartwienia. Nawet jeżeli widzimy w rozporządzeniu fałszywe założenia i błędy techniczne, to zanim ten akt zostanie przeprocedowany minie wiele czasu. Tempo legislacji europejskiej nie nadąża już za niczym. To, co dzisiaj jest dobrą intencją, kiedy za trzy lata wejdzie w życie, nie będzie miało już żadnego znaczenia dla rynku. Dobrym przykładem jest neutralność sieci. Dyskusja zaczęła się 4-5 lat temu, a my cały czas się zastanawiamy, w którą stronę iść. I w sumie to wcale nie jest wesoła konkluzja.

not. Łukasz Dec