REKLAMA

Nie chcę, ale muszę – dylemat Kremla z internetem

Rosja raczej jeszcze nie chce być odcięta od globalnego internetu, ale ostatecznie może nie mieć wyjścia. Jak pokazuje historia, eksperymenty z gospodarką autarkiczną są zwykle bardziej koniecznością niż optymalnym rozwiązaniem.

Nigdy specjalnie nie ekscytowałem się informacjami, że Rosja buduje własny, odizolowany internet – Runet. W publikacjach zazwyczaj podkreślano, że – jako autokrata – Putin chce mieć kontrolę nad tym medium i cenzurować niewygodne dla władzy treści (co zresztą od dawna już Kreml czyni). Czy jednak, aby skutecznie cenzurować sieć, trzeba od razu budować własny internet?

Przykład Chin pokazuje, że nie jest to wcale konieczne. W kraju tym po prostu odcięty jest dostęp do określonych, najczęściej bardzo popularnych globalnych serwisów internetowych, które zazwyczaj okupują trzy czołowe miejsca w rankingach popularności na świecie. W zamian za to Chińczycy mają swojego Google’a, który nazywa się Baidu, własnego Twittera pod nazwą Weibo czy eBaya, którym jest Taobao. Czy to powoduje, że Kraj Środka jest zapóźniony technologicznie. Na pewno nie. Czy Chińczycy są przez to mniej szczęśliwi? Tego nie wiem.

Trochę inaczej kwestia Runetu wygląda w kontekście wojny na Ukrainie. Na Rosję posypały się sankcje, z których część dotyczy obszaru cyfrowego i internetu. Przykładowo kilka dni temu dostawca usług internetowych Cogent poinformował, że odcina rosyjskich klientów – takich jak operator państwowy Rostelecom – od swej sieci tranzytowej wykorzystywanej do przesyłania ruchu internetowego po całym świecie. Decyzję Cogent motywował, że ​​nie chce, aby jego sieć była wykorzystywana do wychodzących z Rosji cyberataków czy dezinformacji.

W efekcie Rosja może nie tyle chcieć, a ze względów geopolitycznych czy ekonomicznych zostać zmuszona do uruchomienia własnego internetu, czyli Runetu. Przedstawiona wczoraj przez Polski Instytut Ekonomiczny analiza, ile Rosja będzie tracić dziennie na odcięciu od globalnego internetu potwierdza, że taka decyzja może nie być wcale jej wyborem.

Wiele wskazuje jednak, że Rosja na taki ruch nie jest do końca gotowa. Do internetu trafił dokument, a dokładniej instrukcja wydana przez Andrieja Czernienkę, wiceministra ds. cyfryzacji Rosji, z nakazem, aby rosyjskie państwowe witryny i portale internetowe korzystające z hostingu firm zagranicznych przeszły do usługodawców rosyjskich. Innym zaleceniem jest, by rosyjskie internetowe serwisy administracyjno-rządowe korzystały z serwerów DNS znajdujących się na terenie Rosji.

Resort Czernienki miał wyjaśniać agencji Interfax, że „nie ma planów” odłączenia Rosji od globalnego internetu, a instrukcja ma na celu zapewnienie bezpieczeństwa rosyjskim stronom internetowym przed zagranicznymi cyberatakami (które rzeczywiście miały miejsce).

W tym przypadku tłumaczenie wydaje się wiarygodne. W 2019 r. rząd Putina nakazał co prawda utworzenie niezależnego rosyjskiego systemu DNS, który jest fundamentem działania internetu w Rosji, jednak problem w tym, że nie jest on jeszcze w pełni funkcjonalny. A miały to potwierdzić przeprowadzane testy.

Niewiele więc wskazuje, że jeśli dziś Kreml podjąłby decyzję o uruchomieniu Runetu, Rosja byłaby w stanie skutecznie i bezkosztowo oddzielić się od globalnej sieci. Nie znaczy to jednak, że Putin nie zostanie do takiego ruchu zmuszony. W okresie międzywojennym, po rewolucji, Rosja (Związek Radziecki) też wdrażała model gospodarki autarkicznej. I nawet jakieś sukcesy miała (uniknęła np. Wielkiego Kryzysu lat 30. ubiegłego wieku), ale to też bardziej była konieczność niż wybór.

Piątkowe komentarze TELKO.in mają charakter publicystyki – subiektywnych felietonów, stanowiących wyraz osobistych przekonań i opinii autorów. Różnią się pod tym względem od Artykułów oraz Informacji.