REKLAMA

Albo wielka hucpa, albo wielki projekt

Przyznam, że zawsze miałem kłopoty z oceną intencji, jakie prezentowała spółka Hawe. Od dawna jest na giełdzie, od dawna - co i rusz - szuka pieniędzy na swoje inwestycje, a to sprzyja informacyjnej nadaktywności. A to z kolei nie budzi dziennikarskiego zaufania. Jakoś nie przekonywał mnie szereg przewijających się przez spółkę menedżerów. Zaangażowanie Polskich Inwestycji Rozwojowych w projekt hurtowej sieci optycznej, jaki lansuje Hawe trudno już jednak zbagatelizować. Mówimy o publicznych środkach, po ewentualnym zmarnowaniu których należy się poważnie obawiać sejmowej komisji śledczej. Ryzyko spore. Z drugiej strony udział PIR w imprezie Hawe nie jest jeszcze żadną gwarancją powodzenia.

Można przyjąć roboczo, że właściciele Hawe - co do zasady - chcą raczej zrobić duże pieniądze, a nie internetyzować Polskę. Jeżeli uda się im jedno przy drugim, to pięknie. Tak właśnie działa rynek, pchając rozwój cywilizacyjny naprzód, indywidualnymi ambicjami. Ambicją Marka Falenty i Krzysztofa Witonia są zapewne pieniądze. I to ich własne.

Czy hurtowa sieć światłowodowa może być w Polsce dobrym biznesem? Konia z rzędem temu, kto to dzisiaj wie. Pewności wcześniej niż za 10 lat nie będzie miało ani Hawe, ani PIR. Do tej pory ja osobiście do planów Hawe byłem nastawiony sceptycznie. Nieufność powoli topnieje, ale wciąż jeszcze jest. Dlaczego budowa sieci optycznej ma się akurat opłacić hurtownikowi, który w biznesplan wkalkulowuje marżę hurtową, a nie opłaca się detaliście, który bierze pod uwagę marżę detaliczną?

Że FTTx za bardzo nie buduje Telekomunikacja Polska, to jestem w stanie zrozumieć. W grę wchodzą problemy regulacyjne. Ale nowych sieci - inaczej, niż z solidnym dofinansowaniem ze środków publicznych (podkreślam: z dotacją, a nie rynkowym finansowaniem) - nie buduje także Netia, która regulacji się nie boi. Lokalnie rozbudowują się niektóre sieci kablowe, jak Inea, czy Toya, ale nic nie słysze, żeby robiły to także UPC, Vectra, czy Multimedia. Więc zadaję sobie pytanie: czy z tych inwestycji jest zwrot?

Hawe dosyć stanowczo twierdzi, że tak. Że o popyt na swoją infrastrukturę dostępową nie ma obaw. Że zainteresowanie jest już dzisiaj. Może tak. Może wizja ponoszenia tylko kosztów operacyjnych - które są bliżej przychodów, niż koszty inwestycyjne - jest dostatecznie atrakcyjna dla operatorów.

Może PIR jest wdzięczniejszym inwestorem, niż jakikolwiek inny, bo jednak ma publiczną misję. Choć wszem i wobec deklaruje, że wspiera tylko obiecujące komercyjnie projekty, to może jednak w praktyce nie będzie zbyt surowo sprawdzał realizacji biznesplanu. Może tu tkwi tajemnica przewagi Hawe nad resztą rynku (oczywiście po rynku latają też plotki o PIR, Hawe, jednym wiceministrze i jego żonie, czy też o "zblatowaniu" z Orangem, ale póki co trzeba traktować to, jako zwykłą złośliwość).

Oczywiście - czysto teoretycznie - właścicielom Hawe może chodzić o zupełnie co innego, niż powodzenie projektu. Z samego "przemielenia" pół miliarda złotych można wyciągnąć sporo korzyści, bez względu na efekty. Zwłaszcza jeżeli spółka-inwestor jest notowana na giełdzie. Mam jednak nadzieję, że mimo wszystko chodzi o budowę sieci, a nie o kilka emisji akcji i obracanie walorami kilku spółek na giełdzie.

Bo jeżeli powstanie "neutralna idelogicznie" hurtowa sieć FTTH w Polsce. No to… czegoś takiego jeszcze tu nie mieliśmy.