Kto wygra cenową wojnę na rynku?

Jednak – jak twierdzi Monika Kosińska – Kolnet ​​akcji promocyjnych zasadniczo nie przeprowadza, bo one mają największy sens, gdy walczy się ceną, a firma, która kieruje – poza jednym eksperymentem – tego nie robi.

– Jest we mnie od lat duże przekonanie, że klienci zawracają uwagę nie tylko na cenę, ale też na to, co firma sobą reprezentuje – mówi Monika Kosińska, prezes Kolnetu.
(źr. TELKO.in)

Tym eksperymentem, była ostatnio testowo uruchomiona akcja, którą Kolnet promował hasłem „światłowód już za 39 zł”. I przyniosła ona odpowiedni skutek – 5-razy więcej zapytań niż przy klasycznym promowaniu standardowego abonamentu za 69,99 zł i efektywnie 77 proc. więcej nowych umów. Prezes Kolnetu podkreśla, że opłata 39 zł była wyłącznie przez kwartał, następnie cena abonamentu to 79,99 zł. I choć średnia opłata wynosi wówczas 75 zł, to chętnych pomimo dużej konkurencji (proponującej analogiczne abonamenty za 50-60 zł) nie brakowało.

Monika Kosińska wierzy, że klienci zwracają uwagę nie tylko na cenę, ale też na to, co firma sobą reprezentuje. W jej ocenie bardzo efektywne są polecenia wśród naszych zadowolonych klientów. Operator dba też o rozpoznawalność marki (banery, autobusy), a także stawia na sprzedaż bezpośrednią .

Niestety podczas, gdy inni kuszą miesiącami za 1 zł, my reklamą „mamy fajny internet za 69,99 zł!” nie zaprosimy nikogo do poznania naszej firmy, ale już pokazując cenę 39 zł możemy klientowi dać garść argumentów, dlaczego warto skorzystać właśnie z naszych usług. Jako prezes mam na utrzymaniu ponad 20-osobowy zespół pracowników, więc walczę o każdą złotówkę ARPU, by zapewnić im godne warunki pracy – mówi Monika Kosińska.

Przyznaje, że jako firma mogłaby obniżyć ceny, tylko jakim kosztem? Zwolnieniem połowy zespołu? Czasem reakcji na zgłoszenia 72h? Zamknięciem biura obsługi? Wynajęciem call center, które nie ma pojęcia, gdzie na mapie leży miasto, z którego dzwonią klienci Kolnetu?

A może GPONa projektujmy pod korek, bo przecież jak klient ma umowę na 600 Mbps, to nie znaczy, że zawsze ma mu tyle lecieć? Dochodzimy wówczas do absurdów, które są charakterystyczne dla dużych firm, a my jednak chcemy inaczej. Jesteśmy bliżej ludzi, bo mijamy ich na zakupach w Lidlu, na spacerze z psem; bo znamy ich z imienia i od lat kłaniamy się im na ulicy. Klient dla nas nie jest zwykłym numerkiem w systemie - dbamy o niego i osobiście zajmujemy się każdym zgłoszeniem, bez przerzucania z działu do działu, bez trzymania klienta na linii z 30 oczekującymi połączeniami. Taka obsługa zawsze będzie zaczynać się z pułapu cenowego opłat abonamentowych nieco wyższych, ale czy dla pozornej oszczędności 66 groszy dziennie warto klientowi ryzykować, że w razie problemów zostanie pozostawiony sam sobie? – pyta Monika Kosińska.