Fakt, że główny akcjonariusz powołał Andrzeja Abramczuka na stanowisko prezesa Cyfrowego Polsatu jest bardzo ciekawy. Ale jeszcze ciekawsze jest to, że on tę nominację przyjął.

Odnoszę wrażenie, że jesteśmy w punkcie zwrotnym rodzinnej bitwy o Grupę Polsat Plus. Może będą jeszcze zwroty akcji, ale na razie jakby wszyscy uznali, że jest pozamiatane.
Kilkanaście lat temu obserwowałem podobny spór o inną firmę: Polską Telefonię Cyfrową, znaną obecnie jako T-Mobile Polska. Jeden z aktorów był ten sam: Zygmunt Solorz. Już wówczas miał chrapkę na któregoś z operatorów komórkowych i przez kilka lat grał w pokera z francuską grupą Vivendi i niemieckim Deutsche Telekom o przejęcie sieci Era (ostatecznie odpuścił i oddał sieć Era w ręce aktualnego właściciela).
Lekcja, którą jako dziennikarz, wówczas odebrałem była m.in. taka, że w sporach wielkiej wartości występują bardzo poważni prawnicy z bardzo poważnymi nazwiskami, by wygłaszać twierdzenia skrajnie odmienne, niż ich równie utytułowani adwersarze. Oraz, że werdykty sądów nie rozstrzygają tylko określają „siłę ręki”, przy pokerowym stoliku. Z tego powodu nie przykładam wielkiej wagi do ‒ licznych ostatnio ‒ stanowisk prawników obu stron rodzinnego konfliktów Solorzów, a znacznie więcej do ostatniej decyzji prezesa Abramczuka. Do powołania potrzebna jest zgoda powołanego. Andrzej Abramczuk zgodził się pewnie nie bez przyczyny i nie bez racjonalnej oceny sytuacji.
Z powodu trwającego od ubiegłego roku rodzinnego sporu menedżerowie Grupy Polsat Plus muszą mieć nielichy zgryz. Pewnie nie tylko sami zachodzą w głowę, kto akurat ma prawo podejmować wiążące ich uchwały, ale jeszcze są naciskani, jeżeli nie straszeni, przez skonfliktowane strony (najlepszym przykładem ostatnie stanowisko mec. Radosława Kwaśnickiego. Nic tylko osiwieć. Albo wyłysieć.
Andrzej Abramczuk pracuje w Netii od 2017 r., ale Grupę Polsat Plus wspierał już wcześniej, jako prawnik kancelarii CDZ, której grupa była jednym z najważniejszych klientów. To raczej zawodowy menedżer, niż człowiek któregoś z „dworów”. Wątpię, aby ryzykował w trefnej sprawie, a więc pewnie szala przechyliła się na stronę spadkobierców (powody mogą być zresztą różne). Utwierdzają mnie w tym jeszcze następujące fakty:
- poparcie Tomasza Szeląga (osoby postrzeganej jako strażnik interesów Zygmunta Solorza), jednego z członków rady TiVi Foundation, dla decyzji o zmianach w Cyfrowym Polsacie,
- dymisja z zarządu CP tylko Mirosława Błaszczaka (ten prawdopodobnie nagrabił sobie sporem z Piotrem Żakiem),
- „grzeczna” publikacja przez CP giełdowej informacji o zmianie we władzach oraz kolportowanie przez biuro prasowe spółki stanowisko TiVi Foundation (a nie przeciwników zmian).
Jakby cała Grupa Polsat Plus miała świadomość, że jest pozamiatane, i że spór o władzę się kończy, a głowy muszą dać tylko ci, którzy najbardziej angażowali się w dotychczasowy spór.
Stąd kluczowa dla mnie refleksja oraz pytanie, na które nie mam odpowiedzi: jaka jest kondycja założyciela Grupy Polsat Plus i na ile jest aktywnym uczestnikiem gry? Może odwołanie go z rady nadzorczej, to nie zamach tylko… konieczność?
Nie wiem, czy poker się kończy, ale rozdanie chyba tak. Czy karty pójdą jeszcze w tas? Czy pora się zająć poważnymi sprawami?
Piątkowe komentarze TELKO.in mają charakter publicystyki – subiektywnych felietonów, stanowiących wyraz osobistych przekonań i opinii autorów. Różnią się pod tym względem od Artykułów oraz Informacji.