REKLAMA

Manowce rozwoju biznesu

Orange jako jeden z ostatnich telekomów pozbywa się biznesu polegającego na detalicznej sprzedaży energii elektrycznej. Tak jak on próbowało wielu i żadnemu za dużo nie wyszło. Podobnie zresztą w kilku innych, poza energetyką, dziedzinach. Myślę, że zawinił nadmiar sukcesów 20 lat temu i wywodząca się z tego arogancja.

Na początku ubiegłej dekady wiele podmiotów zachłysnęło się wizją demonopolizacji rynku energii elektrycznej i możliwości uszczknięcia czegoś z wartego 25 mld zł rocznie tortu. Wtedy Orange rozpoczął współpracę z PGE, ale szybko zrestartował projekt i uruchomił własną markę (Orange Energia). W tym samym czasie T-Mobile próbował współpracy z Tauronem, a Polkomtel z powiązaną kapitałowo grupą ZE PAK. Operator Plusa wszedł także w sprzedaż gazu. Tylko Play pozostał na uboczu, jak zwykle trzymając się core biznesu.

Pośród mniejszych telekomów sprzedaży energii i gazu próbowały także Multimedia Polska, czy znane z rynku WLR Novum. Niektóre nadal są w tej działalności, ale branża telko, jako taka, rakiem się z niej wycofała. Okazało się, że na politycznie zabetonowanym i pionowo zintegrowanym rynku niewiele może zdziałać, zwłaszcza gdy rozpętała się globalna zawierucha polityczna. T-Mobile, Multimedia już dawno zrezygnowały. Orange był bardziej cierpliwy, ale i jego cierpliwość się wyczerpała. Nawet Grupa Polsat Plus ‒ chociaż sama produkuje prąd ‒ zrezygnowała z energetycznego rynku detalicznego, pozostając tylko na rynku B2B.

Jako się rzekło, to jest trudny rynek, ale dla telekomów równie trudne okazały się finanse. Te, co prawda, mają się całkiem dobrze, ostatnio raportują historyczne zyski, ale tutaj także się operatorom nie udało. Najpierw były próby z brandowaniem produktów płatniczych. Potem poważne alianse z bankami ‒ T-Mobile z Aliorem i Orange z mBankiem ‒ i pełna w zasadzie oferta finansowa. To już jednak także dawno historia. Z nieco innych powodów swój bank miała (i ma nadal) Grupa Polsat Plus, ale i on już dzisiaj nie sprzedaje usług dla klientów indywidualnych. Tylko Play znowu pozostał na uboczu, trzymając się core biznesu.

Wszystkie cztery telekomy zaangażowane były jednak we wspólny projekt płatności mobilnych, który wciąż działa ‒ już dawno bez żadnych asocjacji z MNO ‒ jako mPay. Tutaj też operatorom nie starczyło woli współpracy i przeważyły partykularne interesy. Nie wiem, jakie były realne szanse mPaya, ale mam złośliwą nadzieję, że we wszystkich czterech centralach plują sobie dziś w brody, patrząc jak rozwija się BLIK.

Pamięć już zawodzi, ale na pewno było o wiele więcej buńczucznych pomysłów na rozwój biznesu. Jakby się zdawało, że starczy mieć po 10 mln klientów i worki pieniędzy, żeby zawojować każdy nowy rynek. Trzeba przyznać, że z czasem te wybujałe ambicje się urealniły. Z usług dodanych pozostały sprzedaż, serwis i ubezpieczenia terminali mobilnych, czy reselling contentu TV, który nie istnieje bez sieci telekomunikacyjnych.

Za to sprzedaż core’owych usług idzie telekomom nieźle, a nawet rzekłbym, że coraz lepiej. I jak na razie nie spełniły się przepowiednie, że na rynek usług telekomunikacyjnych wlezie Google z Facebookiem, zżerając całą marżę.

Jaki z tego morał? Z perspektywy lat odnoszę wrażenie, że telekomunikacja (zwłaszcza mobilna) zachłysnęła się sukcesem z pierwszej dekady wieku i weszła w aroganckie przekonanie, że teraz to już może wszystko i wszędzie ‒ zamiast pilnować swojego biznesu i podstawowych kompetencji. W Playu zawsze chłodno myśleli o „nowych rynkach” i może to ma jakiś związek z sukcesem tego operatora.

Piątkowe komentarze TELKO.in mają charakter publicystyki – subiektywnych felietonów, stanowiących wyraz osobistych przekonań i opinii autorów. Różnią się pod tym względem od Artykułów oraz Informacji.

Postaw kawę autorowi