REKLAMA

Ministerstwo widmo

Zwyczajem TELKO.in jest komentować wydarzenia mijającego tygodnia. I nie żeby w tym tygodniu nic się godnego uwagi nie wydarzyło (ot, choćby mało sławny koniec szefa grupy Orange). Felietoniście strzeliło jednak w pamięci, że przecież czekaliśmy na powrót samodzielnego Ministerstwa Cyfryzacji. Rekonstrukcja rządu się dokonała, nowy koalicjant dostał swój łup, a resort cyfryzacji jak niezbyt szczęśliwie był, tak nadal niezbyt szczęśliwie jest przybudówką Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. „Wydzielenie zwrotne” nigdy nie było oficjalnie komunikowanym planem, więc nieziszczenie nie-planu jak najbardziej nadaje się na piątkowy felieton.

Że swego czasu plan był na poważnie, wiemy z wielu wiarygodnych doniesień z różnych stron. Dlaczego się nie udało? – jak słyszymy: z powodów czysto politycznych, związanych z rozdziałem stołków pomiędzy koalicjantami Zjednoczonej Prawicy. Ktoś tam uznał, że lepiej niech zostanie jak jest teraz, byleby nie drażnić tego czy owego.

Co prawda, Ministerstwo Cyfryzacji było relatywnie świeżym bytem na administracyjnej scenie, co prawda, niejeden i nieraz kwestionował sens istnienia tego resortu, jak również kompetencje kolejnych jego włodarzy, ale myśmy na TELKO.in – z zawodowego sentymentu – zawsze byli entuzjastami ministerstwa, a teraz jego restytucji. Myśmy są od telekomunikacji, a dla telekomunikacji to korzyść i honor mieć własne ministerstwo. Wszyscy moglibyśmy z dumą podnieść głowę i śmiało spojrzeć w oczy menedżerom i przedsiębiorcom (a także dziennikarzom) z innych branży, którzy dzisiaj patrzą na nas z fałszywym pożałowaniem… „Oj, nie mają swojego ministra…”

A tak bardziej na poważnie, to wprawdzie cyfryzacja jako oddzielny byt administracyjny niczego branży cyfrowej (w tym telko) nigdy nie gwarantowała, niemniej dawała szefowi resortu większą siłę przebicia i szersze pole inicjatyw. Bynajmniej nie decydujące o powodzeniu, co pokazała pełna mozołu kadencja Marka Zagórskiego. Niemniej „wzmocnienie” cyfryzacji w ramach KPRM okazało się pełną iluzją i resort popadł w totalny marazm, a z cyfryzacyjnych departamentów dochodziły wyłącznie czarne wieści.

Może jest prawdą, że liczy się nie tyle, czy resort jest samodzielny, tylko jaką polityczną siłę ma jego szef. I z tej perspektywy powołanie Janusza Cieszyńskiego wydawało się szansą, ponieważ uchodzi on za osobę w dobrych stosunkach z premierem (jak również dostatecznie utalentowaną, by jednego dnia zajmować się zdrowiem, a kolejnego cyfryzacją). Sześć miesięcy na urzędzie to nie jest dużo, więc z podsumowaniami ostrożnie. W tak zwanym międzyczasie wpadł mu na talerz delikatny problem infiltracji skrzynek pocztowych prominentnych polityków. Ostatnio zaś, jak nie dać Policji odessać całej administracji ze specjalistów od cybersecu. Niemniej trudno nie zauważyć, że aukcji nie ma, KSC nie ma, Prawa komunikacji elektronicznej nie ma, Fundusz Szerokopasmowy zaprzepaszczony. Ministra Cieszyńskiego widać głównie na konferencjach, podczas wręczania bonów cyfryzacyjnych samorządom oraz w mediach społecznościowych, w których co i rusz wyraża poparcie dla działań rządu.

Czy jako samodzielny minister mógłby więcej? Chyba tylko robić hałasu, ponieważ kluczowe decyzje i tak podejmowane są gdzie indziej i wątpię, aby to był gabinet premiera. Samodzielne MC mogłoby proponować akty prawne, ale koniec końców projekty i tak musiałyby przejść przez komitety Rady Ministrów i parlament.

Od początku działalności resort cyfryzacji nie należał – delikatnie mówiąc – do kluczowych w rządzie. O ile modniarska Platforma mogła kokietować świat i wyborców troską o „cyfrowe wykluczenie”, o tyle Prawo i Sprawiedliwość lepiej wie, „czego chcą Polacy” i chyba nie jest to cyfryzacja (aczkolwiek trzeba być ślepym, aby nie dostrzegać dzisiaj deficytu szerokopasmowego internetu po wsiach i małych miastach). Bynajmniej nie uważam tej partii za zacofaną, ponieważ dobrze pamiętam, że jako pierwsza na poważnie zaistniała w internecie a dzisiaj ponoć bardzo poważnie podchodzi do internetowych narzędzi wpływu. Tylko, że PiS ma mniej politycznych powodów ekscytować się cyfryzacją.

Może zatem dobrze, że cyfryzacja pozostaje w KPRM, łudząc nas i siebie bliskością pełnego dobrych chęci i nowoczesnego premiera. Gdyby ją przywrócono w samodzielny resort, znowu buzie by się nam rozjaśniły nadzieją. By szybko posmakować kolejnego zawodu. A jak ją w końcu weźmie sobie minister spraw wewnętrznych, to już tylko westchniemy.

Piątkowe komentarze TELKO.in mają charakter publicystyki – subiektywnych felietonów, stanowiących wyraz osobistych przekonań i opinii autorów. Różnią się pod tym względem od Artykułów oraz Informacji.

Postaw kawę autorowi