Patrzmy wokół siebie

Jeszcze jedna łzawa historyjka o tym, że niektórym dzieciom ciężko się uczyć, gdy brak internetu. Pod rozwagę, kiedy rozważamy na co wydać pieniądze, jakie (być może) będą dostępne w Krajowym Planie Odbudowy.

Do wczorajszej historii (budzącej co prawda nieco moich wątpliwości) dzieciaka, którego szkoła skreśliła z listy uczniów, ponieważ zbyt słabe łącze internetowe uniemożliwiło działanie kamery internetowej, mogę dodać kolejną – 100-proc. prawdziwą.

Otóż jest sobie mała miejscowość na Mazowszu (gmina Łochów) a w niej coś ze sześciuset mieszkańców i szkoła. Opodal inna miejscowość, do której przyjeżdżam od urodzenia, a tam sąsiedzi przez płot. Ja tam bywam, a oni od kilkunastu lat mieszkają, więc w lokalnych stosunkach obeznani są znacznie lepiej niż ja. Otóż opowiadają, że dzieci z pobliskiej miejscowości, w której jest szkoła, coś od roku nie uczęszczają na zajęcia. Nie żeby fizycznie, ponieważ szkoła z powodu epidemii jest zamknięta. Nawet online nie uczęszczają, ponieważ w miejscowości brak internetu odpowiedniej jakości. Jak zatem dzieci realizują obowiązek szkolny? Od roku nauczyciele przysyłają im testy, wykłady, opracowania, zadania do wykonania… Przysyłają mailem. Dostęp mobilny wystarczy tu, by coś wysłać, albo odebrać. Nie ma jednak mowy o nauce online w czasie rzeczywistym. Sąsiedzi, ludzie aktywni, załamują ręce nad niską operatywnością dyrektora szkoły i lokalnych władz samorządowych.

Nie mówimy o odludziu w leśnej głuszy, ale z internetem w okolicy zawsze było tu słabo. Nie ma żadnego lokalnego operatora. Łącza fix oferował tu kiedyś (a i to przejściowo) tylko Orange w swojej sieci CDMA450. Są wyłącznie sieci mobilne z nadajnikami nie bliżej, niż kilka kilometrów. Pamiętam, jak pierwszy raz uruchomiłem tutaj modem EDGE i radośnie drżący sercem patrzyłem jak – niemiłosiernie długo, ale jednak – wczytywały się strony WWW na laptopie. Powoli jakość sygnału rośnie i dzisiaj, właściwie umieściwszy router przy oknie na pięterku, jestem w stanie w miarę sprawnie pracować. Chyba nawet poświęciłem temu któryś z piątkowych felietonów… No, ale ja tu bywam od czasu do czasu.

Sąsiedzi są w zupełnie innej sytuacji. Pandemia zmusiła ich do przestawienia działalności zawodowej (zajmują się edukacją artystyczną) na internetowy kontakt z uczniami – w trybie video live. Na to lokalny internet mobilny nie wystarcza. Sąsiad opowiadał, jak w ubiegłym roku wsiadał co rano w samochód, by przejechać 5 km do sąsiedniej wsi i – nie wysiadając z samochodu – prowadzić zajęcia. Tam sygnał lepszy, bo stoją dwie operatorskie wieże…

(źr.TELKO.in)

Rok czy dwa lata temu na ścianie lokalnego sklepu zobaczyłem ogłoszenie jak wyżej. Nic z tego na razie nie wyszło, bo gdyby wyszło sąsiedzi mieliby już optyczny dostęp. Z musu – praca zawodowa i dwoje dzieci w wieku szkolnym – zainwestowali więc spore pieniądze w łącze satelitarne. Daje ono radę, choć podobno typowe dla tego medium opóźnienia generują czasem zabawne sytuacje podczas lekcji.

Nie wiem, czy z jakiegokolwiek POPC udałoby się sfinansować u nas „światełko”, ale kompletnie nie zgadzam się – ba, uważam za aroganckie – nonszalanckie tezy, że pieniądze na budowę sieci w dwóch ostatnich perspektywach finansowych zostały źle wykorzystane, i że na pewno lepiej zainwestować w państwową sieć mobilną, podmorski kabel, czy polskiego satelitę. No nie… nie na pewno lepiej. Wrogom interwencji publicznej na rynku telekomunikacyjnym przypomnę natomiast, że – mimo znanych patologii z wyznaczaniem białych plam – nie wszędzie ISP docierają z własną siecią, i nie zawsze wtedy, gdy są potrzebni.

Nie chcę być demagogiem. Nie uważam, by łzawe historyjki zawsze uzasadniały priorytet banalnych problemów nad wielkimi przedsięwzięciami. W ten sposób można by obśmiać i zdezawuować każdy ambitny projekt. Nie głoszę wyższości optycznej sieci dostępowej we wsiach Gwizdały i Nadkole, nad kablem do USA, czy satelitą made by Poland. Mam jednak zero wątpliwości co do priorytetu powszechnego dostępu do wysokiej jakości internetu dla maksymalnej liczby obywateli naszego kraju.

Piątkowe komentarze TELKO.in mają charakter publicystyki – subiektywnych felietonów, stanowiących wyraz osobistych przekonań i opinii autorów. Różnią się pod tym względem od Artykułów oraz Informacji.

Postaw kawę autorowi