REKLAMA

Rynek płatnej TV na szczycie hossy

Cyfrowy Polsat, największy dostawca usług telewizyjnych w Polsce (4,5 mln RGU), opiera swoją strategię na tezie o nasyceniu rynku w Polsce. Raportowana przez niego liczba sprzedanych usług rośnie, ale głównie dzięki pakietom multiroom. To oznacza, że dosprzedaż usług jest silniejsza, niż wzrost liczby klientów, o ile ten ostatni w ogóle ma miejsce. Wszyscy dostawcy powołują się na efekt uruchomienia w Polsce naziemnej telewizji cyfrowej, która odebrała płatnym platformom część abonentów podstawowych pakietów. Ten trend zdaje się być widoczny głównie na spadku bazy klientów usług analogowych zarówno w UPC, jak u Multimediów. Chociaż efekt DVB-T postrzegany jest jako przejściowy (a nawet ustępujący), tym niemniej 20-30 ogólnodostępnych kanałów TV w dobrej jakości technicznej będzie już stałym elementem polskiego rynku telewizyjnego.

Dzisiaj widać na nim trzy wyraźne zjawiska: powolną erozję klientów w sieciach kablowych, powolny wzrost w sieciach IPTV i stagnację na platformie DTH. Dlaczego najbardziej "stratne" są sieci kablowe? Wydaje się, że jako broniące udziałów w rynku narażone są na agresywne działania pretendentów z branży IPTV (jak np. Netia w Warszawie i Krakowie). Bardziej, niż platformy satelitarne odczuwają odpływ abonentów sieci AZART do naziemnej telewizji cyfrowej. Po trzecie wreszcie, paradoksalnie, dobra jakość usług szerokopasmowych i relatywnie zaawansowany użytkownik naraża je na ofensywę OTT.

Zmiana gustów?

Ten czynnik jest dzisiaj trudny do oceny. Przez jednych wyolbrzymiany, przez innych lekceważony. Faktycznie, tempo rozwoju YouTube’a czy Netfliksa jest znacznie szybsze, niż erozja TV w sieciach kablowych (czy na innych platformach). Prostego związku zatem nie ma. Abonenci tradycyjnych pakietów nie przeszli, jak jeden mąż do oferty stremingowej, niemniej wydaje się, że co najmniej część abonentów to zrobiła – trwale, lub na zasadzie mody.

Warto również pamiętać o próbach budowy serwisów wideo online, czyli serwowania tradycyjnych pakietów TV za pośrednictwem publicznego internetu. Czy przez dekodery, czy tylko przez przeglądarki internetowe. Działalność takich serwisów, jako Videostar jest mocno kontrowersyjna i prawnie niepewne. Sprzyja im jednak polityczna presja w Europie do przełamania pozycji content providerów oraz do ścisłej zasady neutralności sieciowej.

Wspomniane wyżej serwisy stanowią w zasadzie tylko "odsieciowioną" wersję tradycyjnych platform płatnej telewizji. Trzeba jednak pamiętać o finansowanej w modelu reklamowym coraz bogatszej i coraz bardziej profesjonalnej ofercie rozrywki wideo na platformach typu YouTube. To tutaj ucieka część uwagi najbardziej progresywnych konsumentów tradycyjnej liniowej telewizji. Ze stratą zarówno dla tradycyjnych nadawców, jak i tradycyjnych dostawców sygnału. Strategię obronną pokazują operatorzy wprowadzający nowoczesne dekodery typu Horizon, czy Netia Player, które integrują OTT do własnej oferty. Skuteczność tej strategii dzisiaj jeszcze jest pod znakiem zapytania. Wiele będzie zależało od strategii cenowej. Jeżeli nawet operatorzy powstrzymają odpływ klientów, to prawdopodobnie kosztem ARPU (abonenci nie będą płacić dużo za TV, której nie chcą).

Kluczowym pytaniem dla rynku jest, czy rzesza widzów rezygnujących z liniowej TV będzie się powiększać (i w jakim tempie), czy nie? Czy młodzież korzystająca dzisiaj z YouTube’a i nielegalnych serwisów wideo dojrzeje, czy nie dojrzeje do tradycyjnych usług TV? Tak, czy inaczej wiele wskazuje, że branża płatnej TV jest dzisiaj na szczycie hossy.