REKLAMA

Sen o światłowodzie w każdym domu

Rzucane w czasie ostatniej kampanii wyborczej szerokopasmowe obietnice, to mrzonki. Niemniej w perspektywie są kolejne wagony euro z Brukseli, z których da się zrobić dobry użytek w kraju. Nawet jeżeli to będzie znacznie trudniejsze niż teraz.

125 mld euro dotacji + 35 mld euro nisko oprocentowanych pożyczek dla Polski w budżecie Unii Europejskiej na lata 2021-2027. Do tego środki krajowe. Nie, nie na telekomunikację. Na wszystko. Ile na telekomunikację wciąż nie wiadomo. Ale digitalizacja euroekonomii ma być jednym z filarów walki z postkowidowym kryzysem i ma być mechanizmem napędzającym eurokonkurencję. Wychodząc poza slogany, z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że w zbliżających się latach na projekty cyfrowe będzie sporo pieniędzy – może tyle samo, co w kończącej się perspektywie, a może więcej?

W ramach projektów 2014-2020 zakopaliśmy w ziemi lub podwiesiliśmy na słupach kable za dobrze ponad 6-7 mld zł (licząc dotacje i środki własne beneficjentów). W zasięgu szerokopasmowego dostępu znalazło się dzięki temu 2 mln gospodarstw domowych. Na zakończenie perspektywy finansowej szybki internet będzie docierał zatem do 10-11 mln rodzin. To jednak znaczy, że dobrze ponad 3 mln gospodarstw wciąż będzie „światełka”. Zakładając nawet, że część nie chce niczego ponad mobilny modem, to szerokopasmowa luka do wypełnienia wciąż będzie bardzo duża.

Na dziennikarskiego „czuja” twierdzę, że popyta na szerokopasmowe łącza nie tylko jest duży, ale (z powodu COVID-19?) rośnie. W ciągu ostatnich kilku miesięcy odebraliśmy kilka telefonów tudzież z maili z prośbą o interwencję treści następującej: „u nas na wsi budują sieć, ale mój dom omijają! a ja chcę szybki internet!”. Dzwonią, natrafiając na nasze publikacje o projektach obejmujących ich miejscowości, choć jesteśmy branżowym serwisem o zasięgu liczonym promilami tego, co ma Onet czy WP. Czyli, że trzeba się trochę naguglować, żeby na taki tekst trafić. Z rozmów widzimy, że desperacja rzeczywiście jest duża, POPC rozbudził apetyty, a COVID-19 – prawdziwy głód!

Nie znam detali każdego przypadku, ale przynajmniej w jednym wiadomo, że beneficjent POPC wybrał adresy w miejscowości, omijając dom naszego rozmówcy, bo z projektu wychodziło, że tak będzie optymalnie.

To się zacznie stawać regułą. Domów, które można okablować w miarę łatwo będzie coraz mniej. Coraz więcej będzie przypadków trudnych i nieopłacalnych. To zaś może oznaczać, że model interwencji wypracowany na lata 2014-2020 – który nota bene dobrze się sprawdził – wymaga modyfikacji. Spadać musi waga efektywności projektów inwestycyjnych, rosnąć musi waga budowania zasięgu. Zniesienie wkładu własnego wydaje się godne rozważenia. Niewykluczone, że silniej trzeba angażować samorządy i samych konsumentów – tak do mapowania popytu, jak i partycypacji w kosztach budowy.

Po części sam jestem taki mądry, a po części po prostu wiem o czym myślą dzisiaj w Ministerstwie Cyfryzacji.

Jeżeli za jakieś 6,5 mld zł wybudowaliśmy sieć na 2 mln HP, to na pozostałe 3 mln HP nie wystarczy – jakby wynikało z rachunków – jeszcze 10 mld zł. Trzeba będzie duuuużo więcej. 100 proc. zasięgu sieci optycznej w kraju to omam polityka.

Wchodzimy w obszary inwestycyjne, na których pytanie o sens budowy sieci (nawet mobilnej) będzie się pojawiało coraz częściej. Ilu klientów i jakim kosztem można obsłużyć, wydając setki tysięcy złotych? Według mnie, jeżeli wciąż mamy mówić – co prawda o interwencji publicznej, ale jednak na rynku – to czynnikiem decydującym powinno być: czy wybudowaną z dotacji infrastrukturę uda się utrzymać z opłat od klientów? Jeżeli odpowiedź brzmi: „nie”, to wchodzimy w obszar usługi powszechnej i fundowania internetu przez państwo. A to jest już zupełnie inna bajka.

Piątkowe komentarze TELKO.in mają charakter publicystyki – subiektywnych felietonów, stanowiących wyraz osobistych przekonań i opinii autorów. Różnią się pod tym względem od Artykułów oraz Informacji.

Postaw kawę autorowi