TELKO 2041

Materiał powstał we współpracy z INTERIA.PL wydawcą serwisu www.polska2041.pl

50-100 Mb/s łącza szerokopasmowego kosztuje dzisiaj kilkadziesiąt złotych miesięcznie. W sieciach mobilnych za 30-40 zł można rozmawiać i SMS-ować bez żadnych ograniczeń. Nie sposób skonsumować pakietów mobilnej transmisji, która oferują dzisiaj operatorzy. Mobilny internet lokalnie wypiera dostęp stacjonarnych, wymuszając na stacjonarnych telekomach inwestycje w modernizację sieci.

Równowaga na rynku i konkurencja infrastrukturalna gdzie się da, lub równy dostęp do infrastruktury, gdzie istnieje tylko jedna sieć – to główne zadania państwa na rynku telekomunikacyjnym.

Rynek europejski, czy Europa rynków?

Mimo Brexitu Unia Europejska wciąż istnieje i coraz silniej chce ingerować w lokalne rynki państw członkowskich. Sprawa jest mocno kontrowersyjna i nie dotyczy tylko telekomunikacji. Wpływ panunijnych regulacji może być pożyteczny, ale budzi tak wielkie opory, że dobrym pytaniem jest: „czy warta skórka wyprawki?”.

Dobrym przykładem jest okrzyczane rozporządzenie, które ma zrównać ceny usług mobilnych w roamingu zagranicznym ze stawkami krajowymi. Pomysł – z punktu widzenia abonentów – świetny, ale wdrożenie bardzo trudne. Również dlatego, że Komisja zaczęła regulować rynek detaliczny, zanim wyregulowała rynek hurtowy. W efekcie operatorzy z krajów, gdzie ceny usług komórkowych są niskie – na przykład z Polski – stoją przed realną perspektywą, że będą musieli dopłacać do interesu. Niewykluczone, że stawki hurtowe, jakie będą musieli płacić zagranicznym partnerom będą wyższe, niż detaliczne ceny, które wolno im pobrać od własnych abonentów. Zagraniczne sieci zaś nie zgodzą się na obniżkę cen hurtowych, bo to by uszczupliło ich przychody. Szczególnie w krajach tłumnie odwiedzanych przez turystów. I nic ich nie obchodzi, że w Polsce ceny są znacznie niższe.

Prawdopodobnie skończy się na tym, że polskie sieci będą stosować dozwolone prawem „opłaty wyrównawcze”, a więc z idei równych cen w kraju i za granicą będą nici. Ten przykład pokazuje, że bardzo trudno zunifikować rynki, gdzie na jednym nielimitowany pakiet usług komórkowych kosztuje 30 euro (Niemcy), a na innym 30 zł (Polska).

Mimo Brexitu Unia Europejska wciąż istnieje i coraz silniej chce ingerować w lokalne rynki państw członkowskich. Sprawa jest mocno kontrowersyjna i nie dotyczy tylko telekomunikacji. Wpływ panunijnych regulacji może być pożyteczny, ale budzi tak wielkie opory, że dobrym pytaniem jest: „czy warta skórka wyprawki?”.

Tym niemniej, choć przedstawiciele polskich telekomów – nawet paneuropejskich grup – wcale nie nawołują do ujednolicania rynku, to jednak widzą korzyści z brukselskiego arbitrażu, kiedy lokalnie źle się dzieje. W jednym ze stanowisk Play przygotowanym w ramach konsultacji nowych przepisów w Unii Europejskiej można wyczytać, że dobrym pomysłem byłoby weto Komisji na co bardziej szalone pomysły lokalnych władz i regulatorów.

Operatorów coraz mniej

Komisja Europejska może się martwi, że Niemiec płaci za usługi komórkowe więcej, niż Polak. Grupa Deutsche Telekom jednak doskonale rozumie, że na jednym z tych rynków zarabia więcej, a na innym mniej. W Polsce z pewnością chciałaby zarabiać więcej, ale nie wyciśnie już wiele z T-Mobile Polska, ponieważ przychody polskich sieci komórkowych w ciągu ostatnich lat spadają. W całej Europie skokowo można się rozwijać tylko w jeden sposób: przejmując konkurentów.

Konsolidacyjna gorączka już kilka lat temu ogarnęła cały kontynent. Paradoksalnie, liderem jest amerykański (ale działający głównie w Europie) koncern Liberty Global – właściciel UPC Polska. W Wielkiej Brytanii kupił sieć Virgin Media, w Holandii – Ziggo. W Polsce ponoć ostrzy sobie zęby zarówno na konkurencyjne Multimedia Polska, jak i na sieć komórkową Play, a być może również platformę satelitarną nc+.