800 MHz? Jeszcze nie jest drogo

Im dłużej trwa aukcja pasma 800 MHz tym częściej od przedstawicieli operatorów, a także od niektórych analityków i komentatorów rynku można usłyszeć, że cena jest już wysoka. Na razie traktuję to jako PR-owską zagrywkę, której celem jest opamiętanie konkurencji przed licytowaniem w nieskończoność. Bo wcale jeszcze nie jest drogo.

O tym, że przestało być tanio po raz pierwszy powiedział Joergen Bang-Jensen, prezesa P4, gdy UKE zawiesił aukcję, by operatorzy uzupełnili depozyt. Wówczas jeden blok kosztował średnio 327,8 mln zł. W Wielki Piątek blok 2x5 MHz kosztował średnio 456,9 mln, czyli o 82,75 proc. więcej niż cena wywoławcza. Wówczas PAP opublikował wywiad z Magdaleną Gaj, w którym prezes UKE powiedziała m.in.: „To są już bardzo duże pieniądze, ale biorąc pod uwagę, że państwo udziela licencji na 15 lat, ceny nie są szokujące. Przy obecnych cenach wychodzi to ok. 1,14 PLN (0,28 euro) za 1 MHz w paśmie 800 i analogicznie 0,08 PLN w paśmie 2600 na jednego mieszkańca Polski.”

I 250 mln zł i niemal 457 mln zł na zwykłym śmiertelniku robią wrażenie. Ale można tę kwotę sprowadzić na ziemię, np. przeliczając na średnią miesięczną pensję brutto. Ta wynosi ok. 4 tys. zł, co oznacza, że średnia cena bloku odpowiada rocznemu wynagrodzeniu 9 520 osób zarabiających średnią krajową. 457 mln zł, to także równowartość łącznej ceny detalicznej 123,5 tys. iPhone 6 z 64 GB pamięci, albo rocznego ARPU 828 tys. statystycznych klientów kontraktowych sieci komórkowej. Pamiętając, że każda z sieci w końcu ub.r. miała co najmniej 5,8 mln klientów kontraktowych można powiedzieć, że to co najwyżej trochę ponad 14 proc. przychodów z tego źródła. Inaczej mówiąc – nie jest to aż tak dużo.

Dla operatorów to wciąż – moim zdaniem – akceptowalna kwota. Dość powiedzieć, że w tym roku przychody z transmisji danych każdego z nich będą większa od średniej ceny jednego bloku 2x5 MHz z Wielkiego Piątku.

Co więcej, jest to nadal zdecydowanie mniej niż – po przeliczeniu na jednego mieszkańca – zapłacili operatorzy w kilku odbywających się ostatnio aukcjach. I nie mam tu na myśli austriackiego szaleństwa, w którym na częstotliwości wydano ponad 2 mld euro.

Było kilka aukcji, w których ceny zostały uznane za rozsądne. Dotyczy to Czech, Belgii, Finlandii, czy Grecji. Najmniej – średnio 18 mln euro za liczący 2x5 MHz blok w paśmie 800 MHz – zapłacili fińscy operatorzy. Najwięcej – 60 mln euro – operatorzy w Belgii. Średnia kwota osiągnięta za taki blok w czeskiej aukcji wyniosła – po przeliczeniu z koron – 44,26 mln euro, zaś w aukcji greckiej – 51,5 mln euro. W tym ostatnim przypadku można – choć nie trzeba – uwzględnić, że każdy z trzech zwycięzców drugi blok częstotliwości dostał w prezencie, więc efektywna cena była o połowę niższa.

Nasze 456,9 mln euro osiągnięte w Wielki Piątek to – licząc po aktualnym kursie NBP –112,15 mln euro. Nominalnie więcej niż w każdym z tych czterech wspomnianych wyżej krajów. Gdy jednak uwzględnimy wielkość ryku (w Polsce mieszka 38,53 mln osób, czyli siedem razy więcej niż w Finlandii oraz mniej więcej 3,5 raza więcej niż w Czechach, Belgii i Grecji), to cena przestaje robić wrażenie.

Średnia cena pasma w tych czterech krajach, to 37 mln euro, co po uwzględnieniu liczby mieszkańców Polski daje dla naszego kraju cenę 147,350 mln euro. I póki taka cena nie zostanie osiągnięta, nie ma co mówić, że jest drogo.

[Aktualizacja]

Witold Tomaszewski, naczelny serwisu Telepolis zwrócił mi uwagę, że w przypadku greckiej aukcji popełniłem błąd. Dodatkowe bloki operatorzy dostali nie za darmo, ale po cenie minimalnej, czyli 51,5 mln euro. To zaś oznacza, że ostatni akapit powinien brzmieć:

Średnia cena pasma w tych czterech krajach, to 43,445 mln euro, co po uwzględnieniu liczby mieszkańców Polski daje dla naszego kraju cenę 169,838 mln euro. I póki taka cena nie zostanie osiągnięta, nie ma co mówić, że jest drogo.