Czas na prawdziwy samorząd gospodarczy w telekomunikacji

Ostatnie, mocno dyskusyjne co do uzasadnienia i jakości, inicjatywy legislacyjne KPRM Cyfryzacja, które podejmowany były w zasadzie bez konsultacji z przedsiębiorcami, są dobrym powodem by powrócić do fundamentalnego pytania – dlaczego dialog władzy publicznej z biznesem jest pozorny lub wręcz nie istnieje? Przyczyn chyba należy upatrywać w ułomnie skonstruowanym procesie konsultacyjnym w legislacji i braku silnej, jednolitej reprezentacji sektorowej przedsiębiorców. Rozwiązaniem (przynajmniej części problemów) mógłby stać się samorząd gospodarczy, którego w Polsce realnie nie ma, i którego założenia mało kto wydaje się rozumieć. Rynkowi telekomunikacyjnemu trzeba samorządu we właściwym tego słowa znaczeniu, który powstałby na bazie obowiązkowego, ustawowego zrzeszenia przedsiębiorców, i który miałby środki i kompetencje do efektywnego przejęcia części zadań, jakie dzisiaj realizuje Urząd Komunikacji Elektronicznej, czy Instytut Łączności. Dzisiejsze prywatnoprawne organizacje gospodarcze, do których należą nie tylko  PIIT, PIKE, czy KIKE , ale i inne zrzeszenia telekomunikacyjne, nie są i nie będą w stanie skutecznie reprezentować rynku. W nowych realiach część ich kadr mogłaby włączyć się w prace nowego samorządu. Mogą one jednak dalej realizować swoją misję, ale w zmienionych już warunkach.

(źr. autor)
Codzienność organizacji biznesowych

Problem dotyczy wszystkich branż. Każda osoba podejmująca się rzecznictwa przedsiębiorców w dialogu ze stroną publiczną, doświadcza podwójnego rozczarowania (co w innym kontekście zauważył niedawno Łukasz Dec w felietonie „Pieniądze to nie wszystko”).  Po pierwsze strona publiczna zazwyczaj nie uwzględnia nawet najbardziej racjonalnych i praktycznych propozycji przedsiębiorców. Polski urzędnik przekonany jest zazwyczaj, że wie lepiej… zza biurka. Rządzi, zamiast zarządzać. Konsultacje są głównie odhaczane, o ile w ogóle mają miejsce. Jeżeli już mają, to wnioski nie prowadzą do pożytecznych zmian. Niekiedy też gołym okiem widać zaskakujące „inspiracje” i lobbing realizowany poza otwartymi kanałami.

Z drugiej strony Polacy, co do zasady, nie lubią się zrzeszać. Nie ufają organizacjom i ich nie wspierają. To zrozumiałe na poziomie motywacji historycznej i emocjonalnej, ale równocześnie negatywne podejście. Przysłania ono kilka fundamentalnych prawd i możliwości, których przedsiębiorcy nie są świadomi, a na pewno nie potrafią wykorzystać.

W efekcie konieczne się wydaje przeprojektowanie całego systemu konsultacji tak, by urzędnik musiał liczyć się z rynkiem, a przedsiębiorcy mogli stać się partnerem w realizacji zadań publicznych. Na poziomie instytucjonalnym możliwości takie daje tylko publicznoprawny samorząd gospodarczy.

Potencjał rynku

Zacznijmy od liczb. W Polsce jest przeszło 2,2 mln przedsiębiorców, których działalność generuje 74 proc. PKB. To poważne wartości i siła, których rynek wydaje się nieświadomy.

Przedsiębiorcy to największa grupa zawodowa. Nie ma ona jednak żadnej skutecznej reprezentacji. Istnieje oczywiście kilka tysięcy różnego rodzaju organizacji gospodarczych, ale zdecydowana większość z nich nie prowadzi zauważalnej (a tym bardziej skutecznej) działalności w sferze publicznej. Wedle różnych źródeł zrzeszają one łącznie 3-5 proc. przedsiębiorców, jednak liczą najczęściej od kilkudziesięciu do ok. 300 członków.