REKLAMA

Debata: ile regulacji potrzeba we współpracy międzyoperatorskiej?

Od lewej: Wanda Buk i Luiza Czyż-Trzcianowska.
(źr. TELKO.in)

Ireneusz Piecuch: Według mnie: realne zwiększenie konkurencyjności rynku i benefitów dla użytkownika końcowego na skutek wprowadzenia określonych regulacji.

Witold Drożdż: Tylko że wszystko dookoła się zmienia, a regulacje słabo za tym nadążają. W regulacjach bez wątpienia chodzi o zwiększanie konkurencji, ale przecież nie tylko. Już od lat widać jasno, że konkurencyjność, jako dominująca przesłanka regulacji, to za mało. Stymulowanie inwestycji jest równie ważne, a może od jakiegoś czasu nawet ważniejsze...?

Ireneusz Piecuch: To gdzieś zostało zapomniane. Nie tylko zresztą w Polsce, bo rozważania, które prowadzimy słyszę na każdej telekomunikacyjnej konferencji w Europie. Wszędzie mowa o stymulowaniu inwestycji, a ja nie widzę, aby ta przesłanka przekładała się na zasady regulacji.

Luiza Czyż-Trzcianowska: Jeżeli chodzi o efekty, to – patrząc na zmianę poziomu konkurencji na polskim rynku w okresie od 2006 r. (który dla mnie stanowi punkt odcięcia) do dnia dzisiejszego – w poprawę chyba nikt nie wątpi? Można oczywiście dyskutować, ile wynikło z regulacji, a ile z aktywności operatorów, jak również: czy regulacje realnie wspierały, czy przeszkadzały.

Według mnie, pozytywny jest przykład czwartego operatora, który umiał wykorzystać sprzyjające otoczenie regulacyjne i dokonał głębokich zmian na rynku mobilnym. Podobnie regulacje dostępu do infrastruktury operatora zasiedziałego, którym była Telekomunikacja Polska, pozwoliły na przynajmniej łatwiejszy start operatorów alternatywnych na masową skalę. Pytanie, czy oferta hurtowa zdefiniowana w 2006 r. jest atrakcyjna również dzisiaj?

Ireneusz Piecuch: Gdyby rozpatrywać, czy wywołała boom inwestycyjny, to odpowiedź jest prosta: nie wywołała.

Luiza Czyż-Trzcianowska: Rzeczywiście w dłuższym terminie regulowane usługi aktywne okazały się umiarkowanie atrakcyjne. Operatorzy preferują własną infrastrukturę. Niemniej dla mnie pytanie nie brzmi: „czy regulować?”, tylko: „jak regulować, by osiągnąć najlepsze efekty?”.

Andrzej Abramczuk: Największy problem z regulacjami jest taki, że od 10 lat bazują wciąż na tych samych przesłankach ekonomicznych – jakby rynek się nie zmieniał. Jeden z kolegów zwykł mawiać, że operatorzy alternatywni chcieliby jeździć (tu proszę wstawić ulubioną markę i model samochodu) a regulator oferuje im co najwyżej Poloneza. Da się tym jechać do przodu, ale niezbyt szybko i niezbyt ekonomicznie. Natomiast najświeższe regulacje promowane przez Prezesa UKE są nie tylko pozbawione podstaw ekonomicznych, ale – co bardzo ważne z uwagi na fakt, że ich autorem jest organ regulacyjny – skutkują wprost zaburzeniem konkurencji, poprzez ograniczanie zakresu podmiotów regulowanych.

Łukasz Dec: Zgadzam się, że postawy regulacyjne nie zawsze są zaktualizowane, ale to też nie jest takie proste. Rynek alternatywny się cieszy na aktualizację stawek za WLR, ale już się zupełnie nie cieszy na aktualizację stawek FTR.

Ja bym natomiast zadał inne pytanie: istotna część biznesu Netii, którą dzisiaj pan nadzoruje jako prezes zarządu, pochodzi z produktów regulowanych. Co by się stało z biznesem, gdyby tych produktów nagle zabrakło?

Jacek Niewęgłowski: – Regulacje są potrzebne jak lekarstwo – na właściwie zdiagnozowaną chorobę. I trzeba pamiętać, że „środek niewłaściwie użyty zagraża życiu lub zdrowiu”.
(źr. TELKO.in)

Andrzej Abramczuk: Gdzie by to było możliwe, przeszlibyśmy na produkty komercyjne.

Łukasz Dec: O właśnie! I dochodzimy do sedna. Można prowadzić współpracę międzyoperatorską z Orange na bazie komercyjnych produktów hurtowych?

Andrzej Abramczuk: Można i jest to powszechne. Od lat współpracujemy nie tylko na bazie produktów regulowanych i będziemy tak współpracować nadal.

Łukasz Dec: A wyobraża pan sobie migrację na umowy czysto komercyjne i rezygnację z produktów regulowanych?