REKLAMA

Debata: ile regulacji potrzeba we współpracy międzyoperatorskiej?

Od dziesiątek lat rynek telekomunikacyjny w Polsce jest regulowany i nic nie wskazuje, aby ten stan rzeczy miał się zmienić. Regulacje nie zniknie, chociaż nie wykluczone, że zmianie ulegnie filozofia regulacyjna i podstawowe przesłanki, które korzeniami tkwią we wczesnych latach 90-tych ubiegłego wieku. Czy dzisiaj odpowiadają potrzebom rynku, a w szczególności – czy wspierają współpracę międzyoperatorską – takie pytanie postawili sobie uczestnicy dyskusji zorganizowanej przez TELKO.in. Udział w niej wzięli: Wanda Buk, Luiza Czyż-Trzcianowska, Patrycja Gołos, Andrzej Abramczuk, Cezary Albrecht, Witold Drożdż, Jacek Niewęgłowski, Ireneusz Piecuch oraz Łukasz Dec.

(źr. TELKO.in)

WNIOSKI Z DYSKUSJI

Od dziesiątek lat rynek telekomunikacyjny w Polsce jest regulowany i nic nie wskazuje, aby ten stan rzeczy miał się zmienić. W istocie uczestnicy dyskusji (bez względu na proweniencję) raczej nie zanegowali potrzeby i przydatności pewnych narzędzi regulacyjnych, aczkolwiek większość z nich optuje za niezbędnym minimum regulacyjnym i za pozostawieniem czego się da mechanizmom rynkowym i dobrowolnej kooperacji operatorów.

Widać jednak było wyraźnie, zwłaszcza w dyskusji nad problemami rynku stacjonarnego, jak różnią się poglądy dyskutantów na to, jakie regulacje wspierają rozwój rynku, a jakie działają na rynek hamująco. W istotnej mierze wynika to z sytuacji i biznesowych potrzeb poszczególnych operatorów. Pewnie dlatego, jak już wspomniano, brak było w dyskusji gremialnego potępienia dla interwencji regulacyjnej w relacje międzyoperatorskie. Zarówno bowiem część graczy stara się bronić swoich przewag w wybranych obszarach rynku, jak i konkurenci chcą im w tych obszarach rzucić rękawicę – w sposób jak najbardziej efektywny dla siebie, co często oznacza właśnie wezwanie do interwencji regulacyjnej.

Co dosyć naturalne, za kontynuowaniem regulacji opowiadają się przedstawiciele UKE, ale także Ministerstwo Cyfryzacji nie wierzy w skończoną efektywność „niewidzialnej ręki rynku”. Dlatego można się spodziewać zarówno ukończenia i wdrożenia regulacji dotyczącej dostępu do kabli budynkowych, jak i szczegółowe programowania modelu biznesowego dla sieci 5G – być może jednej sieci w wybranym paśmie z odgórnie narzuconymi zasadami współpracy międzyoperatorskiej – na tych dwóch przykładach omawialiśmy realia interwencji regulacyjnej na rynku.

Powracającą w dyskusjach kwestią było, czy krajowy reżim regulacyjny ma jasność strategicznych celów, czy potrafi wiarygodnie oszacować efekty swoich działań, i czy aby nie ma tendencji do zbyt doraźnych działań. Takie zastrzeżenia dotyczą wszelkich obszarów regulacyjnych, nie tylko interwencji w spory międzyoperatorskie. Na usprawiedliwienie można powiedzieć, że gruntowana analiza jest niezwykle czasochłonna, a jej wyniki trafiają często na rynek, który znajduje się w już odmiennej sytuacji.

Łukasz Dec: Czy widzimy celowość tego, czy nie widzimy – to rynek telekomunikacyjny jest regulowany i interwencja administracji publicznej jest na nim rzeczą prozaiczną – w relacje pomiędzy przedsiębiorcę telko i jego klientami, w relacje między przedsiębiorcę telko a innym przedsiębiorcą i wreszcie w relacje pomiędzy samymi przedsiębiorcami telko.

Witold Drożdż: Może warto zacząć dyskusję od pytania nieco filozoficznego: o cel i niezbędność regulacji?

Łukasz Dec: Z powodów historycznych (jak sądzę) rynek stacjonarny jest regulowany znacznie głębiej i bardziej wieloaspektowo, niż rynek mobilny. Ciekawe, że jednocześnie w rankingach penetracji usług stacjonarnych nasz kraj wypada słabiej, niż w rankingach dla usług mobilnych. Może to być, co prawda, przypadek lub zbieg różnych czynników...