Dokąd idzie Tauron? Gdzie się może zatrzymać?

Telekomunikacja, to dzisiaj margines marginesu działalności Grupy Tauron, ale po ukończeniu POPC nie hamuje tylko ma się dalej rozwijać. Na tym rynku zaś biznes lubi skalę. Dużą skalę.

W tym tygodniu jeden z członków zarządu grupy potwierdził w rozmowie z Polską Agencją Prasową zainteresowanie rozbudową hurtowej sieci dostępowej. Przypomnijmy, że pierwszy krok grupa uczyniła, jako beneficjent POPC, co ma jej dać zasięg 180 tys. gospodarstw domowych na południu kraju.

Nigdy do końca za bardzo nie rozumiałem tego projektu, ani nikt za bardzo nie potrafił mi go wytłumaczyć. Najbardziej przekonywała mnie teza, że to po prostu ktoś ambitny i uparty „wychodził” go sobie, a zarząd przystał, bo przedsięwzięcie (choć może nie porywające) pasowało do strategicznych slajdów, w których grupa obiecuje dywersyfikację działalności.

Potem kiedy już się stało oczywiste, że to na poważnie, że Tauron tę sieć buduje dalej panowała konsternacja. Bo co to jest za zasięg 180 tys. HP, skoro magiczna liczba wynosi na tym rynku 1 mln? „Pewnie szybko to komuś sprzedadzą” – usłyszałem wtedy. Wszystko jednak wskazuje, że nie sprzedadzą, tylko chcą dalej rozwijać. Co logiczne, bo na razie skala działalności jest za mała. Trzeba się albo wycofać, albo konsekwentnie brnąć dalej. Wygląda na to, że wybrano drugą opcję.

Nie zmienia to faktu, że budowa sieci telekomunikacyjnej, to dla grupy dopiero trzeci rząd wyzwań. W prezentacji z działalności za 2022 r. nie ma na ten temat prawie nic. W raporcie rocznym jest tylko trochę więcej, niż nic, ale z porównania wynika, że to inwestycja o połowę mniejsze, niż jedna porządna farma wiatrowa. Których Tauron budował w ubiegłym roku sześć, obok trzech kompleksów fotowoltaicznych. I to jest pewnym zagrożeniem dla projektu, który (delikatnie mówiąc)… niezbyt kluczowy, łatwo może trafić do teczki, na której któryś tam z przyszłych prezesów napisze czerwonym flamastrem „A po co nam to?”.

Na razie jednak projekt się broni. Najwyraźniej poustawiano sprawy tak, że wielka polityka się weń miesza. I dobrze. Jeżeli tak będzie dalej, to jest szansa na rozwój. I to nie tylko w kategoriach zasięgu sieci.

Zakładam, że model hurtowy jaki przyjęto dla projektu pozwolił m.in. ograniczyć koszty. Zwłaszcza koszty stałe, ponieważ znaczna część CAPEX pochodzi ze środków unijnych. I to mogło przekonać decydentów, by dali zielone światło. Jeżeli jednak uda się wybudowaną sieć skutecznie skomercjalizować, jeżeli inwestycja okaże się rentowna, to ktoś kiedyś może zapytać: „zaraz, zaraz… dlaczego z naszej inwestycji mamy ciągnąć tylko 65 proc. profitów, skoro możemy sięgnąć po 100 proc.?” Tauron to przecież prawie 6 mln detalicznych klientów na energię elektryczną. Nawet jeżeli ten rynek jest mało konkurencyjny, to kompetencje do obsługi masowego klienta już w grupie są. Ja osobiście się zdziwię, jeżeli prędzej czy później, nie będzie można kupić szerokopasmowego dostępu pod marką Tauron.

A jeżeli to zatrybi, to gdzie może być granica rozwoju działalności grupy w telekomunikacji? W dawnych czasach, u zarania polskiego internetu, przypomniano sobie, że własne sieci telekomunikacyjne mają (poza Tepsą) także przedsiębiorstw użyteczności publicznej. I zachłystywano się historią koncernu Vivendi, który z firmy wod-kan wyrósł na jeden z największych telekomów Francji i medialny konglomerat. Nic takiego do tej pory nie przydarzyło się żadnej z polskich firm użyteczności publicznej (chociaż próby były w Krakowie, czy we Wrocławiu). Co nie znaczy, że przydarzyć się nie może. Nawet jeżeli w kontekście Tauronu brzmi to dzisiaj zabawnie. Oczywiście nie dzisiaj, i nie za trzy lata. Jak nasze wnuki zaczną same abonować internet. A to nastąpi dopiero za wiele wiele… kolejnych rządów i koalicji wyborczych. Pośród wszelkich niepewności tego świata.

Piątkowe komentarze TELKO.in mają charakter publicystyki – subiektywnych felietonów, stanowiących wyraz osobistych przekonań i opinii autorów. Różnią się pod tym względem od Artykułów oraz Informacji.

Postaw kawę autorowi