Dostęp do budynków komercyjnych – problem nadal aktualny

  1. Trudno nie zgodzić się z poglądem, że prawo własności nie ma charakteru absolutnego i podlega ograniczeniom między innymi ze względu na prawa osób trzecich bądź nadrzędne interesy generalne jak choćby interes publiczny. Jest to zasada ugruntowana i nie kwestionowana w naszym systemie prawnym. Ograniczenie prawa własności może nastąpić tylko w takim zakresie w jakim jest to niezbędne dla zabezpieczenia praw innych podmiotów oraz proporcjonalnie do wymagań interesu publicznego. Niedopuszczalne jest ograniczenie prawa własności, które powodować będzie nieuzasadnione przysporzenia korzyści dla osób trzecich, a które dodatkowo nie są niezbędne dla realizacji celu jakiemu służy ograniczenie prawa.

    Przypomnieć wypada, że zasadniczym celem regulacji art. 30 megaustawy jest zapewnienie telekomunikacji w budynku, a w tym dostępu do szerokopasmowego internetu. W ocenie wielu właścicieli nieruchomości, w świetle powyższych uwarunkowań, ograniczenia prawa własności wynikające z obecnego brzmienia art. 30 jest nadmierne i w znacznym stopniu służy tylko realizacji interesów ekonomicznych operatorów.

Dotyczy to w szczególności:

  1. braku ustawowej gwarancji zwrotu kosztów ponoszonych przez właściciela budynku w związku z udzieleniem dostępu, co oznacza, że koszty ponieść musi właściciel budynku,
  2. możliwości odpłatnego udostępnienia innym operatorom infrastruktury uzyskanej nieodpłatnie od właściciela budynku,
  3. możliwości uzyskania dostępu do budynku niezależnie od braku zainteresowania usługami operatora ze strony któregokolwiek z najemców.
    Rozumiem, że zarówno operatorzy bronią poglądu o zrównoważeniu praw i obowiązków właścicieli i operatorów. Znakomita większość znanych mi właścicieli nieruchomości nie podziela jednak tego optymistycznego i nieuzasadnionego zapatrywania. Obowiązki operatorów, które rzekomo mają budować ten balans, takie jak obowiązek wykonywania uprawnień w najmniej uciążliwy sposób czy obowiązki w zakresie przywrócenia stanu poprzedniego bez wątpienia dobrze wyglądają w treści decyzji dostępowej, ale w praktyce nie mają realnego znaczenia.
  1. Nie można zgodzić się z tezą, że w praktyce dysponent nieruchomości ma pozycję dominującą. Przecież to operator, w razie ewentualnego uchylania się od udzielenia dostępu przez dysponenta nieruchomości, może wystąpić o wydanie decyzji dostępowej, którą niemal w każdym przypadku otrzyma. W zasadzie jedynym warunkiem złożenia wniosku do prezesa UKE jest bezskuteczny upływ 30 dni od złożenia wniosku o dostęp. Niewątpliwie zatem jedna ze stron ma przewagę, ale z pewnością nie jest to właściciel nieruchomości.
  2. Ubieganie się o dostęp „na wszelki wypadek” czyli bez ustalenia podmiotu, dla którego mają być świadczone usługi jest faktem. Tego rodzaju wystąpienia są nagminne i znane zapewne niemal wszystkim właścicielom budynków komercyjnych. Wątpiącym chętnie przedstawię przykłady tego rodzaju sytuacji.
  3. Porównania instalacji telekomunikacyjnej do instalacji elektrycznych czy wodociągowych w budynkach jest nieadekwatne i muszą prowadzić do błędnych wniosków. Pomijając już kwestię odmiennych regulacji w zakresie prawa własności poszczególnych rodzajów instalacji, nie znam przypadku, aby w budynkach funkcjonowało kilka lub kilkanaście niezależnych instalacji wodociągowych, gazowych i elektrycznych dla całego budynku, budowanych i eksploatowanych przez różne podmioty.
  4. Konieczność zapewnienia podwyższonych standardów bezpieczeństwa w budynkach komercyjnych, o której pisałem, nie dotyczy bezpieczeństwa przeciwpożarowego, do którego odniósł się mec. Łukasz Bazański, ale bezpieczeństwa przesyłanych danych i ochrony infrastruktury przed nieuprawnionym dostępem osób trzecich.