REKLAMA

Krew nie woda, dłużej milczeć nie mam mocy!

Po przeczytaniu teksu Nikt nie rozpieszcza operatorów ISP dość długo myślałem nad napisaniem czegoś, co podsumuje zawarte w nim tezy. Zwłaszcza od strony relacji MŚP z bankami oraz finansowania budowy sieci. Mam, niestety, świadomość, że część P.T. Czytelników odbierze niniejszy tekst jako wylewanie żółci małego ISP, któremu ktoś nie dał łopatki do zabawy. Trudno. Sprawy te są zbyt ważne dla całej branży ISP, żeby zamiatać patologię pod dywan.

Krótka historia relacji mojej firmy z bankami przedstawia się następująco...

Pięć i pół roku temu moja spółka otworzyła rachunek bieżący. Wpływy młodej spółki niemal od razu zamykają się kwotą sześciocyfrową, zbliżając się do kwoty siedmiocyfrowej. Również sześciocyfrową kwotą zamyka się pierwszy rozliczony zysk spółki. Zachęceni sukcesami, idziemy z moim ówczesnym wspólnikiem po dodatkowe pieniądze do banku. Skoro biznes się rozwija, bank powinien udzielić finansowania. Nic bardziej mylnego.

Proszę Państwa, jeśli komukolwiek się wydaje, że banki są od tego, żeby finansować małe i średnie przedsięwzięcia gospodarcze, to jest w błędzie. Banki są skupione wyłącznie na masowym rynku konsumenckich mikropożyczek detalicznych, w których RRSO [rzeczywista roczna stopa oprocentowania – red.] na poziomie 25 proc. i więcej procent nie jest niczym szczególnym. Dlatego dziwi mnie, że akurat Alior Bank został wyłoniony do dystrybucji tak wysoko specjalizowanego produktu, jakim ma być pożyczka szerokopasmowa. O tym dalej.

Relacje mojej spółki z pierwszym bankiem określam jako bardzo słabe. Jak zareagować na fakt, że w 2014 r. rozpoczął rozmowę na temat kredytu inwestycyjnego od standardowej formułki: a co mają panowie na zabezpieczenie? Może jakieś prywatne lokaty?

Hm… Jakby to powiedzieć i nikogo nie urazić... Jakbyśmy mieli chęć uwolnić prywatne lokaty, to byśmy je wnieśli do spółki na podwyższenie kapitału. Więc, doprawdy, nie wiem skąd taki pomysł? Na dictum, że lokat na zabezpieczenie nie damy, bank odstawił wysoce zniechęcający festiwal dopytywania się o przysłowiowy numer buta, po czym oznajmił, że może zaoferować… 120 tys. zł. limitu w koncie. To mniej, niż wynosił zysk netto spółki za 2013 rok. Nie bardzo wiedzieliśmy, czy to jakiś żart, czy też planowe działania zniechęcające. Przełknęliśmy pigułkę i działaliśmy dalej bez bankowego wspomagania. Organicznie. Całkiem sprawnie rosnąc 30 proc. rok do roku. W tzw. międzyczasie (bez specjalnej nadziei) moja spółka pytała bank dwa razy, czy ma jakąś ofertę dla naszego biznesu i za każdym razem otrzymywaliśmy podobnie absurdalne komunikaty zwrotne.

Na początku roku 2017 czara goryczy zaczęła się przepełniać.