Wybory prezydenckie zwiastują rekonstrukcję rządu, a rekonstrukcja rządu zwiastuje (znowu) możliwość likwidacji Ministerstwa Cyfryzacji. Czy dotychczasowe dokonania Krzysztofa Gawkowskiego dają argumenty „za” czy „przeciw”?

Plotki o likwidacji MC usłyszeć można było już w poniedziałek, gdy część wyborców leczyła niedzielnego kaca. Resort cyfryzacji likwidowano (plotką) już kilkukrotnie, a raz … niemal naprawdę. Niemal, bo włączenie w 2020 r. cyfryzacji do KPRM de facto zachowało całą strukturę, a tylko ją sparaliżowało. Korzyści z tego nie widać było żadnych. Ani wzmocnienie bliskością premiera, ani nowe kompetencje, ani oszczędności na etatach. Bezsensowna operacja, którą na szczęście było relatywnie łatwo cofnąć, co się stało w 2023 r.
Po ostatnich wyborach resort dostał się koalicyjnemu aliantowi PO, czyli Lewicy. Chciałoby się powiedzieć: bo niewiele znaczy pomimo wicepremierowskiej rangi jej szefa. To zresztą od początku był resort z drugiej politycznej ligi: bez wielkiego znaczenia, bez wielkiego budżetu, bez agend i spółek z łakomymi synekurami i środkami ‒ ledwie jeden taki NASK. PR-owo natomiast zawsze dobrze wyglądał, bo pozwalał podkreślać nowoczesność państwa. Tyle, że obszary do scyfryzowania podlegały już innym ministrom, którzy zazdrośnie strzegli swoich folwarków. Jeżeli coś się ciekawego wydarzyło w ostatnich latach w cyfryzacji państwa, to zależało raczej od ministra finansów, albo ministra sprawiedliwości. Mam wątpliwości, czy mizeria możliwości MC w jakikolwiek sposób się zmieniła po przejęciu resortu przez Krzysztofa Gawkowskiego.
Osobiście nie mam ani szczególnie dobrych, ani szczególnie krytycznych odczuć wobec resortu pod jego kierunkiem. W ubiegłym roku przepchnęło wreszcie skandalicznie długo procedowane PKE, ale niedawno słyszałem, że z 46 aktów wykonawczych do PKE przyjętych zostało jak do tej pory 6. Skandalicznie długie procedowanie KSC nadal w najlepsze trwa, choć miało się skończyć w październiku 2024 r. Nowelizacja megaustawy dopiero w planach. KPO i FERC idą sobie siłą własnego rozmachu. Szanuję, że nie „odstrzelono” powołanego przez poprzedni reżim Prezesa UKE, zachowując minimum ciągłości administracji na rynku telekomunikacyjnym, aczkolwiek nowy/stary Prezes UKE to raczej działka KPRM, a nie MC, i to KPRM wyznaczy następcę Jacka Oko, chociaż formalnie nadzorować go będzie minister właściwy ds. informatyzacji.
Pozytywny przełom można odnotować natomiast na linii komunikacji z mediami, bo konferencji prasowych, to Krzysztof Gawkowski zwołał chyba więcej niż wszyscy jego poprzednicy razem wzięci.
Kuluarowo wygląda to jednak gorzej. Niedawno miałem okazję porozmawiać z osobą reprezentującą branżę telko we współpracy z resortem. Jak relacjonuje, dwa lata temu przystępowała do niej z dużą nadzieją i entuzjazmem, a dzisiaj niczego już jej się nie chce, bo swoje wysiłki uważa za bezowocne. Inny z bliskich przyjaciół z branży, także zaangażowany we współpracę z administracją, na moje indagacje o plotki na temat likwidacji MC odpowiedział: „nic nie wiem, ale popieram”. Ten co prawda krytyczny jest wobec MC od dawna, ale obecny szef resortu jak się zdaje niczego w tym nastawieniu nie zmienił.
W ogóle wydaje mi się, że telko-bańka po prostu wypaliła się w swoich nadziejach i frustracjach dotyczących administracji publicznej. Jeżeli turbopremier zdecyduje o likwidacji resortu cyfryzacji (czy raczej o „merdżu” z innymi ministerstwami), to większość rynku po prostu wzruszy ramionami: ”No i…?”.
Piątkowe komentarze TELKO.in mają charakter publicystyki – subiektywnych felietonów, stanowiących wyraz osobistych przekonań i opinii autorów. Różnią się pod tym względem od Artykułów oraz Informacji.