REKLAMA

Liposukcja bliżej końca?

Treść ostatniej umowy społecznej Orange może wskazywać, że w firmie brak już tłuszczyku i redukcja masy zaczyna sięgać tkanki mięśniowej.

Od dobrych kilku „2-latek”, na które opiewają umowy o redukcji zatrudnienia pomiędzy zarządem Orange Polska a działającymi w firmie związkami zawodowymi, skala redukcji zatrudnienia – zwana eufemistycznie „programem dobrowolnych odejść” – wynosi zazwyczaj około 2 tys. etatów – raz więcej, raz mniej. Dlatego ustalona ostatnio liczba 1,4 tys. robi na posiwiałym obserwatorze rynku pewne wrażenie. Coś jakbyśmy wchodzili w trend spadkowy?

Pewnie, że to może być zdarzenie jednorazowe. Pewnie, że przy malejącym headcouncie 1,4 tys., to 13 proc. zatrudnienia, a więc nie mało. Pewnie, że spadek dynamiki może wynikać z malejącej bazy. Pewnie… No ale jednak!

Liczba pracowników Orange Polska spadło już poniżej 11 tys., a w przyszłym roku przebije magiczną barierę 10 tys. A ja pamiętam, jak spółka zatrudniała 75 tys. pracowników! To było jednak w czasach, kiedy wolny już rynek generował nienasycony popyt na usługi telekomunikacyjne, ale kiedy Telekomunikacja Polska jeszcze była monopolistą na rynku i to sterowanym politycznie przez kolejne ekipy rządzące. Dla spółki nie było wówczas rzeczy zbyt drogich i projektów zbyt wielkich, ponieważ każdy wzrost wydatków po prostu doliczała do taryfy telefonicznej. Coś jak nam dzisiaj robią kolejne rządy za pomocą firm sektora energetycznego, dla których – w ciężar naszych domowych budżetów – także nie ma rzeczy zbyt drogich.

W Telekomunikacji Polskiej pojawił się jednak prywatny inwestor, który przyjrzał się temu bizantyjskiemu pałacowi i zaczął optymalizować. Nie dla sztuki, tylko dla zysków, które należało wycisnąć jak najszybciej zanim liberalizacyjna moda w telekomunikacji nie dotrze również do Polski. Redukcje zatrudnienia to najłatwiejszy sposób na oszczędności, a trudno było nie zauważyć, że wskaźnik zatrudnienia do przychodów TP S.A. mocno odbiegał od europejskiej średniej telekomów. Jak zwolnienia wtedy ruszyły, tak do dzisiaj nie mogą się zatrzymać. I już dawno nie chodzi o śrubowanie dywidendy, tylko o przetrwanie na rynku.

Abonenci mogli się cieszyć, że usługi są coraz lepsze i tańsze, ale załogę Orange bolało. Kilkanaście lat temu tak bardzo, że skończyło się na manifestacjach i paleniu opon pod ambasadą francuską. Byłem wtedy dziennikarzem Rzeczpospolitej i redakcja wysłała mnie (oraz innych kolegów) do relacjonowania protestów. Z przeprowadzonych wówczas rozmów zapadł mi w pamięci szczupły siwy pan z brodą (pozdrawiam!), technik z pionu sieci, który cichym głosem, bez większych pretensji, opowiadał nie tylko o spadku wynagrodzeń i zwolnieniach, ale także wyśrubowanych normach pracy, których trudno dotrzymać bez uszczerbku dla jakości. Chwytało za serca. Dzisiaj kiedy sam jestem siwym panem (nie tak szczupłym jak tamten) jest też refleksja, że za osobisty i zawodowy komfort mojego rozmówcy ja płaciłem 1,40 zł za impuls telefoniczny. I nie ma w tym sarkazmu. Po prostu życie już takie jest.

Dzisiaj bardziej mnie ciekawi, kiedy Orange zobaczy dno kubełka z napisem „Zwolnienia”? Pośród największych konkurentów Play i Plus zatrzymały się na poziomie circa about 3 tys. etatów do czego dochodzi dedykowane zatrudnienie u licznych partnerów outsourcingowych. W Erze/T-Mobile’u było nawet 4,5 tys., ale tylko dlatego, że firma więcej procesów zapewniała sobie in-house’owo. Polkomtel można dzisiaj poniekąd liczyć razem z Netią, a Play z kolei urośnie po połączeniu z UPC. Kiedy Orange przebije 10 tys. etatów, będzie wciąż znacznie większy od pozostałych telekomów, ale już wejdzie na zbliżony poziom wielkości. Dodajmy do tego, że spółka obsługuje największą infrastrukturę telekomunikacyjną w kraju, z której w jakimś stopniu korzysta pozostałe 2 tys. aktywnych operatorów na rynku. Powiedziałbym zatem, że Orange zbliża się do poziomu zatrudnienia, przy którym dalsze śrubowanie efektywności spowoduje… że wszystkim tam oczy zaczną wychodzić na wierzch. Chyba, że będzie postępować wydzielanie infrastruktury do Światłowodu Inwestycji, czy też dokona się spin-off wież i masztów. Wówczas za 5 lat, zamiast jednego wielkiego Orange’a, będziemy mieli trzy firmy znacznie mniejsze niż dzisiejszy dominator. No ale to są już procesy, które nie mają wiele wspólnego z rozpoczętymi prawie 20 lat temu zwolnieniami.

Piątkowe komentarze TELKO.in mają charakter publicystyki – subiektywnych felietonów, stanowiących wyraz osobistych przekonań i opinii autorów. Różnią się pod tym względem od Artykułów oraz Informacji.

Postaw kawę autorowi