
Kiedy spoglądam wstecz na ostatnie trzydzieści lat, bo tyle już spędziłem w biznesie telekomunikacyjnym, często stawiam sobie pytanie: jak w nowym milenium potoczyły się losy małych i średnich operatorów telekomunikacyjnych w porównaniu z innymi zawodami?
Przyglądając się aktualnym trendom rynkowym, mam poczucie, że liczby i analizy nie oddają codzienności naszego ‒ operatorskiego ‒ funkcjonowania w biznesie. Lubię porównywać losy branży MiŚOT-ów [mały i średni operator telekomunikacyjny ‒ red.] z losem zwykłych rzemieślników – piekarza, szewca czy elektryka. Jak wyglądamy na tym tle?
Piekarz, choć codziennie wstaje o czwartej nad ranem, w gruncie rzeczy od dekad sprzedaje ten sam produkt. Chleb, który w połowie lat 90. kosztował złotówkę, dziś kosztuje pięć, czasem siedem złotych. Przychód piekarza wzrósł więc kilkukrotnie, ale nie dlatego, że wymyślił coś nowego – po prostu inflacja i rosnące koszty pracy zrobiły swoje. Piekarz, o ile nie poszerzył asortymentu i nie rozbudował sieci sprzedaży, był potrzebny, ale nie stał się miliarderem.
Szewc? Tu historia jest jeszcze smutniejsza. W latach 90. każdy miał w szafie buty na zelówkę. Szewc zaś żył z łatania tego, co było. Dziś, w epoce masowej konsumpcji i taniego obuwia z sieciówek, przychód szewca spadł dramatycznie. Nie wygra się z rynkiem, a rynek uznał, że naprawiać butów się nie opłaca.
Elektryk ma jeszcze inną historię. Na przełomie lat 90. i 2000. był fachowcem z „przyzwoitą stawką”. Dziś jest złotem, cenionym także za granicą. Stawki godzinowe elektryków skoczyły kilkukrotnie i coraz częściej to nie klient ich wybiera, tylko oni wybierają klienta. Ich praca podrożała, bo prąd – tak jak internet – stał się absolutnym dobrem podstawowym.
A MiŚOT? W latach 90. taki przedsiębiorca startował jak piekarz – lokalnie, blisko ludzi. Potem – jak elektryk – jego usługa stała się niezbędna. Każdy chciał internetu, a lokalni operatorzy budowali sieci tam, gdzie wielcy gracze nie chcieli się zapuszczać. Przychody lokalnych operatorów rosły szybko, klienci stukali do ich drzwi sami.
Różnica polega na tym, że piekarz czy elektryk zawsze będą potrzebni tu i teraz – na rogu ulicy lub na telefon. A MiŚOT? Jego byt zależy od tego, czy będzie w stanie sprostać regulacjom, podatkom i konkurencji, oferując coś, czego globalny gracz nie dostarczy – dobrą usługę i szybkość reakcji w sytuacjach kryzysowych.
Porównując zatem w kwestii przychodów rynek telko z innymi branżami, wychodzi na to, że telekomunikacja jest najbardziej konkurencyjną branżą w Polsce. Pod koniec XX wieku sprzedawaliśmy internet po przysłowiowe 50 zł, a po ćwierci XXI wieku... dalej sprzedajemy za tyle samo. I to już nie 256 kilobitów tylko grube gigagbity. Kiedy patrzeć na półki u lokalnego piekarza, to jego bułki wciąż wydają się takie same, a jednak cena jest już zupełnie inna.
Patrząc jednak na coroczne raporty UKE, widać, że rynek usług lokalnych operatorów wciąż ma się bardzo dobrze. I wciąż trwa dzięki MiŚOTowemu uporowi i umiejętności sprawnego żeglowania pośród coraz groźniejszych raf regulacyjnych.
Piątkowe komentarze TELKO.in mają charakter publicystyki – subiektywnych felietonów, stanowiących wyraz osobistych przekonań i opinii autorów. Różnią się pod tym względem od Artykułów oraz Informacji.