Podatek? Czemu nie, tylko po co „cyfrowy”?

Big techy mają w nosie polski (i nie tylko) rząd, więc jedyne co ten może zrobić, to je w odwecie opodatkować. Ten podatek ma merytoryczne uzasadnienie, ale dlatego, że cyfrowe giganty prowadzą w Polsce zyskowną działalność gospodarczą. A nie dlatego, że są skuteczne i potężne.

Opodatkowuje się wszelką dochodową działalność gospodarczą i nie powinno się dyskryminować przedsiębiorców z powodu obszaru tej dochodowej działalności. To, że nigdy tej reguły w pełni nie przestrzegano, że nie przestrzega się jej nadal, i że nie tylko firmy technologiczne są dyskryminowane nie jest jakimkolwiek uzasadnieniem.

Big techy dokonały rewolucyjnych zmian w naszym życiu. Kto je w czambuł potępia ten bredzi, bo nie bez powodu Facebook ma 3 mld aktywnych kont ‒ ktoś z tych kont korzysta. Raczej bez przymusu. Tak rewolucyjne zjawiska nie mogą nie mieć negatywnych skutków ubocznych ‒ na przykład powstania globalnych korporacji o niespotykanej wcześniej sile, których założyciele i szefowie o głowę wyrastają ponad większość globalnych politycznych przywódców. Co wbija w pychę i daje podstawy, by sobie bimbać na słabsze kraje i bez żenady się „optymalizować podatkowo”. I to, jako obywatelowi Polski, mi się nie podoba. Podatki, to nasz smutny, wspólny obowiązek.

Big techy jakby o tym nie pamiętały, bo godziwych podatków płacić nie chcą. Kiedy jednak przychodzi jakaś chryja, drą się o przysługujących im prawach i ochronie zagranicznych inwestorów. Błe! Tyle, że podatkowe fiki-miki nie są wyłączną domeną big techów. Tak samo grzeszyły międzynarodowe koncerny przemysłowe, handlowe, finansowe i, tak tak…, telekomunikacyjne. Przypominam dyskusje przed wyborami 2015 r.

Kiedy więc minister Krzysztof Gawkowski ogłasza prace nad „podatkiem cyfrowym”, to ja jestem za „podatkiem”, ale nie „cyfrowym”. To pierwsze jest słusznym pryncypium. To drugie desperackim odwetem na tych, którym się powiodło, którzy wygrali globalną rywalizację i wyrośli ponad tłum. Którzy bimbają na cały świat, zarabiają miliardy, użytkownicy ich kochają, a interesów pilnuje Wuj Sam. Lokalni przywódcy zaś zawsze znajdą czas, by się z nimi spotkać: poczynając od Leszka Millera honorującego w 2002 r. Steve’a Ballmera, po ostatnie spotkanie Sundara Pichai z Donaldem Tuskiem. Z politykami zresztą spotykali się przy okazji.

Mnie się wydaje, że zarówno nie należy pospolitować godności najwyższych urzędów, jak i mścić się potem specpodatkami. Opodatkowuje się zyski z działalności gospodarczej, a nie urażoną miłość własną. Tak więc „podatek”? ‒ czemu nie. Tylko po co „cyfrowy”?

Piątkowe komentarze TELKO.in mają charakter publicystyki – subiektywnych felietonów, stanowiących wyraz osobistych przekonań i opinii autorów. Różnią się pod tym względem od Artykułów oraz Informacji.

Postaw kawę autorowi