RIPE NCC w Kanie Galilejskiej

Po wakacjach, we wrześniu br. będziemy świętować czwartą rocznicę „zero day”, czyli moment, w którym RIPE NCC ogłosił definitywny koniec zasobów adresacji IPv4 oraz tzw. Fazę 2. polityki przydzielania adresów. Polityki przewidzianej właśnie na okoliczność wyczerpania się dostępnych zasobów adresowych IPv4.

Podstawą Fazy 2. był fakt, że dotychczas dostępna pula adresów się wyczerpała, i że jedyną drogą do zapewnienia alokacji nowym LIR-om jest użycie ostatniego bloku 185/8. Tak przynajmniej było to zdefiniowane w kwietniu 2012 r.

Jak wiadomo, Faza 2. wprowadziła także inną, rewolucyjną i szokującą restrykcję – koniec przydzielania adresacji v4 typu Provider Independent (PI). Tym samym pozostały tylko dwie drogi do pozyskania „własnej” adresacji: akces do RIPE i kosztowna na start oraz w późniejszym utrzymaniu rola LIR-a, albo zakup adresacji na rynku wtórnym. Oczywiście, rynek wtórny nie znosi próżni, więc ceny adresów natychmiast poszły w górę, a podaż adresacji typu PI praktycznie zmalała do zera. Pojawiają się oczywiście oferty na sprzedaż PI, ale ceny są raczej zaporowe. Bo jak można określić stawki 15-20 EUR za 1 adres IPv4?

Jak już poprzednio wyliczałem, Faza 2. jest bardzo korzystna dla RIPE NCC, więc przy obecnym stanie rzeczy będzie obowiązywała jeszcze przez wiele lat. Stąd pojawiły się oddolne naciski społeczności członków organizacji, żeby poluzować nieco restrykcyjną politykę.

Otóż okazuje się, że po niemal 4 latach jej trwania w naszym regionie jest dostępnych niemal tyle adresów… co w 2012 roku! Wynika to z faktu, że RIPE NCC wolniej alokuje nowe przydziały, niż odzyskuje stare adresacje (sic!) – bezpośrednio lub przez IANA (Internet Assigned Numbers Authority). Co więcej, struktura posiadanego obecnie przez RIPE NCC zapasu powoduje, że – w ocenie części środowiska tej organizacji – Faza 2. w ogóle nie powinna obecnie obowiązywać.

źr.RIPE NCC

Jak widać z powyższego wykresu, więcej niż połowa obecnego zapasu, to zakresy inne, niż 185/8. Zatem warunek: „nie możemy dokonywać innych alokacji i musimy przydzielać ze 185/8” dziś nie ma racji bytu. RIPE kontestuje jednak tę logikę, twierdząc, że dostępnych adresów jest mniej, niż pełne /8. Zatem Fazę 2. można i należy kontynuować. Szczegół jest tylko taki, że tę magiczną liczbę: mniej, niż 16,384 mln dostępnych adresów RIPE utrzymuje dzięki „rezerwacjom” i „kwarantannom”, których definicja nie jest do końca klarowna.

Pojawiła się zatem propozycja, aby obecną politykę poluzować w sposób następujący:

  1. Jeśli masz sumarycznie mniej niż /20 (4 096 adresów IPv4),
  2. nie dokonałeś nigdy transferu zasobów IPv4 do innego LIR-a albo użytkownika końcowego.
  3. jeżeli jest wystarczająca dostępność adresacji poza 185/8,
  4. jeśli wdrożyłeś produkcyjnie IPv6 i potrafisz to udowodnić,

to co każde 18 miesięcy będziesz mógł otrzymać dodatkową alokację /22.

Po opublikowaniu tej propozycji na listach dyskusyjnych RIPE zawrzało. Społeczność podzieliła się. Jedni uważają, że należy jak najszybciej wyczerpać IPv4 do końca, inni, że należy utrzymać obecny stan rzeczy. W rozdwojeniu jaźni znajduje się samo kierownictwo RIPE NCC – z jednej strony ubolewa, że wdrażanie IPv6 idzie tak opornie, a z drugiej… no właśnie. Trwanie Fazy 2. w bieżącym kształcie jest dla RIPE NCC w oczywisty sposób korzystne finansowo.

Zwolennicy poluzowania polityki przydziałów IPv4 argumentują, że tylko ostateczne wyczerpanie IPv4 da impuls do rozwoju IPv6. Po części nie sposób odmówić im racji. W USA, dla których RIR-em (Regional Internet Registry) jest ARIN (American Registry for Internet Numbers) puszczono wszystko na żywioł i dziś w ARIN nie ma już w ogóle dostępnych zasobów IPv4, a kto ich potrzebuje musi szukać na rynku wtórnym. Skutkiem tego Google w USA raportuje dziś 25 proc. ruchu do swojego contentu po IPv6. Ale stop hurra optymizmowi. W sąsiedniej Kanadzie, to już tylko 7,2 proc.