Wielka polityka a internet u Kowalskiego

Pytanie, które nasuwa się nieustannie brzmi: po co nam znowu to samo ćwiczenie (którym jest planowana przez UKE regulacja) i czemu ma ono służyć? I tu odpowiedzi – z pozoru – logicznych jest kilka, choć jednolitego stanowiska urzędu regulacyjnego trudno się doszukać:

  1. Po co komu 5 (lub więcej) sieci kablowych w jednym budynku, skoro na wielu obszarach nie ma ich wcale? Przesuńmy wysiłki inwestycyjne operatorów kablowych na trudniejsze wiejskie tereny, to nie będzie potrzeby wydatkowania gigantycznych środków publicznych na pokrywanie białych plam. Takie stanowisko jest logiczne, jeżeli ktoś nigdy nie miał okazji akceptować biznesplanu budowy nowej sieci kablowej. Po pierwsze, biznesplan inwestycyjny na obszarach rozproszonej zabudowy nie poprawi się ani o złotówkę/punkt procentowy, jeżeli popsuć ekonomikę budowy i modernizacji sieci na obszarach miejskich. Po drugie, prawidłowe odzwierciedlenie zwiększonego ryzyka regulacyjnego w koszcie kapitału spowoduje, że sensowny zwrot z budowy jakichkolwiek nowych sieci kablowych (tym bardziej na obszarach rozproszonej zabudowy) stanie pod wielkim znakiem zapytania.
  2. Większa konkurencja – lepiej dla klienta – ten argument znamy świetnie już od kilkunastu lat. To samo mówiono o ofercie BSA i LLU w sieci TP/Orange. Krótkoterminowo to działa, dłuższej perspektywy czasowej nikt dotąd nie wytrzymywał. W związku ze wzrostem ruchu pakietowego, sieci kablowe wymagają ciągłej modernizacji – m.in. zwiększenia gęstości węzłów optycznych i wymiany kolejnych odcinków kabli miedzianych na światłowodowe. Bez tych inwestycji, w dłuższej perspektywie, pojemność sieci HFC prędzej czy później zostanie wyczerpana. Jak długa to perspektywa? – pewnie wkrótce się dowiemy. W kapitalizmie konkurencja polega na rywalizacji w zakresie ponoszenia ryzyka inwestycyjnego i uzyskiwania zwrotu z poniesionych inwestycji. W socjalizmie: na dążeniu do uzyskania maksymalnie korzystnej decyzji administracyjnej pozwalającej na dostęp po preferencyjnych cenach do ograniczonych zasobów umożliwiających zaspokojenie istotnych potrzeb klientów/obywateli.
  3. Mniej roboty dla regulatora (w rozstrzyganiu sporów o dostęp do ostatniej mili) – korzyść dla wszystkich. Ten argument jest mocno dyskusyjny. Zmuszanie kogokolwiek do współpracy rzadko zmniejsza liczbę sporów.

Więcej racjonalnych argumentów za przygotowywanymi regulacjami trudno znaleźć w wypowiedziach przedstawicieli UKE. Można jeszcze próbować doszukiwać się sensu w ogólnym dążeniu regulatora do symetryczności, czyli w przypadku regulacji dostępu stacjonarnego „psucia wszystkim po równo”.

Ten argument nie pojawi się zapewne w oficjalnych wypowiedziach, ale i tak trudno byłoby z nim dyskutować. W okresie niemowlęcym, kiedy zdobywamy już umiejętność prostego siedzenia i chwytania blisko leżących przedmiotów, zaczynamy rzucać różne rzeczy na ziemię i patrzeć (z radością) jak się roztrzaskują. Czynność ta stanowi zazwyczaj pierwsze świadome i zamierzone oddziaływanie na otoczenie i sprawia ogromną frajdę.

Większość z nas szybko z tego wyrasta i przechodzi do etapu budowania z klocków domków dla lalek itp. Niektórzy jednak … pozostają na tym etapie.

AUTOR

Menedżer z ponad szesnastoletnim doświadczeniem w telekomunikacji. Pracował w takich spółkach jak, Multimedia Polska, Polska Telefonia Cyfrowa, grupa Elektrim, Telekomunikacja Polska. Uczestniczył również w licznych projektach doradczych spoza telekomunikacji, m.in. w energetyce i branży obronnej. Współpracuje ze start-upami i inkubatorami przedsiębiorczości m.in. w obszarze zarządzania własnością intelektualną. Ukończył Politechnikę Warszawską – Wydział Elektroniki i Technik Informacyjnych.