Wielka polityka a internet u Kowalskiego

Od dłuższego czasu sporo zamieszania wywołują przygotowywane przez Urząd Komunikacji Elektronicznej projekty decyzji określających warunki zapewnienia dostępu do infrastruktury telekomunikacyjnej w budynkach wielorodzinnych w zakresie kabli telekomunikacyjnych. Głos w tej dyskusji zabiera wiele autorytetów, przytaczając sporo bardzo trafnych i istotnych argumentów zarówno „za” jak i „przeciw” konsultowanym od początku br. projektom regulacji.

 

W zależności o tego, którą stronę reprezentuje dany specjalista – jedni uważają, że konsultowane decyzje mogą istotnie spowolnić (czy wręcz zahamować) inwestycje operatorów kablowych, a także ograniczyć konkurencję na poziomie pojedynczych budynków, inni natomiast są zdania, że niektórzy operatorzy kablowi mają już na tyle silną pozycję na rynku usług stacjonarnych, że pora ich trochę „podregulować”. Pojawia się mnóstwo argumentów o charakterze formalno-prawnym, których analiza przekracza ramy niniejszego artykułu.

Trudno jednak odnaleźć w tej dyskusji głosy, które tłumaczyłyby przeciętnemu „Kowalskiemu” co właściwie będzie miał z ponad rocznej wytężonej pracy urzędu, który – było nie było – finansuje z własnej kieszeni, płacąc podatki.

Warto więc zastanowić się, co właściwie może wyniknąć z regulacji dla przeciętnego „zjadacza gigabajtów”:

Przeciętny Kowalski, który np. ma kolegę w branży telekomunikacyjnej lub czyta od czasu do czasu branżowe newsy wie doskonale (lub niedoskonale), że Urząd Komunikacji Elektronicznej to tacy sympatyczni ludzie, którzy swego czasu uparli się wprowadzić na rynek czwartego operatora komórkowego, po to między innymi, żeby tenże Kowalski mógł płacić za komórkę 30 zł a nie 130 zł miesięcznie. I to jest na pewno „cool”, tym bardziej jeżeli za te 30 zł można rozmawiać za granicą. Przeciętny Kowalski może wiedzieć lub nie, że bez pomocy regulatora żaden operator alternatywny nie mógłby sprawnie w naszym kraju funkcjonować.

Problem pojawił się natomiast, kiedy ci sami sympatyczni ludzie z UKE zaczęli decydować kto Kowalskiemu ma dostarczać internet po sieci Tepsy (jak swego czasu zwano Orange Polska). Tepsa podobno się na to zdenerwowała i powiedziała, że jak tak to ona nie będzie inwestować ani grosza w swoje sieci, żeby jakaś Netia czy inny Dialog miała na tym zarabiać.

Jak Tepsa powiedziała, tak zrobiła. Netia (i paru innych operatorów) szybko zwęszyła interes w zarabianiu na usługach w cudzej sieci i zaczęła sprzedawać internet po łączach Tepsy. Po jakimś czasie okazało się jednak, że te sieci prawie do niczego się nie nadają, bo filmiki w HD i 4K (które przez net ciągle ogląda szwagier Kowalskiego, który mieszka w stolicy) i fajne gierki sieciowe „nie chodzą” po nich dobrze albo chodzą – ale tylko kiedy mają na to ochotę.

Przeciętny Kowalski tak się na to zdenerwował, że poszedł do posła w swoim okręgu i namówił, żeby tych z UKE powywalać za to co wyrabiają, bo Kowalski już ma tego dość. Co się dokładnie dalej stało nie wiadomo, ale ci z UKE coś tam policzyli, pogadali z Tepsą i powiedzieli, że nie będą już jej wszędzie regulować, niech tylko kładzie te swoje światłowody, bo w końcu różni Kowalscy im głowy pourywają.

Tepsa (teraz już zwana Orange) się zgodziła i w końcu, po paru latach, do Kowalskiego doprowadziła światłowód. Kowalski na to, że teraz to on już nie potrzebuje, bo od dawna ma już w domu kabel i jest zadowolony. Sympatyczni ludzie z UKE tak się na to zdenerwowali, że powiedzieli, że jak tak, to oni ten kabel też „podregulują”.