Wspomnienie Tomka Świderka

(nasz redakcyjny kolega zmarł nagle dzisiaj rano)

Tomka pierwszy raz poznałem... nie pamiętam dokładnie kiedy. Musiało to być jednak w pierwszych latach 2000, kiedy zaczęła się moja przygoda z dziennikarstwem i zacząłem uczestniczyć w konferencjach prasowych. Telekomunikacja nie była jeszcze moją specjalnością, ale za to bardzo gorącym tematem dla wszystkich mediów. Więc siłą rzeczy od czasu do czasu i ja trafiałem na wydarzenia z nią związane. I na tych wydarzeniach pojawiał się między innymi wielki, troszkę przygarbiony, już wtedy lekko siwiejący facet. Tomek Świderek.

Tomek Świderek (1962-2024)
(źr. TELKO.in)

Rzucał się w oczy już samą swoją fizycznością, ale nie tylko. Miał ogromną wiedzę o rynku i wieloletnie doświadczenie w dziennikarstwie ekonomicznym, a w szczególności w branży telekomunikacyjnej, co szlifował najpierw w "Gazecie Wyborczej" a potem w redakcji ekonomicznej "Rzeczpospolitej" (z góry przepraszam, jeżeli jakieś fakty nie są precyzyjne; Tomek nigdy mi nie opowiadał dokładnie swojej historii zawodowej).

Co było charakterystyczne, miał zwyczaj „czelendżować” organizatorów konferencji. „Mam takie jedno prościutkie pytanie” – padało często z jego strony, a twarze po drugiej stronie stołu się wydłużały... Miał dosyć prowokacyjny sposób interakcji dziennikarskiej, wydawało się, że traktuje ją trochę jak spór, trochę jak partię szachów. Być może życie zawodowe nauczyło go ostrożności wobec przedsiębiorców i menedżerów w kontaktach z mediami, a przynajmniej tego, że ich świetlane plany, spektakularne obietnice i żarliwe zapewnienia dobrze podzielić na pół i wypierwiastkować. Mimo specyficznego stylu bycia nikt nigdy nie odmawiał Tomkowi kompetencji i profesjonalizmu dziennikarskiego. O ile bowiem nawet podczas konferencji bywał ostry i prowokacyjny, to w swoich tekstach zawsze rzeczowy i trzymający się faktów. Jedno było dla mnie wtedy pewne: może nie wszyscy za Tomkiem przepadają, ale wszyscy go szanują.

W 2004 roku ja sam zacząłem pracę w redakcji "Rzeczpospolitej" i z Tomkiem zetknąłem się osobiście – jako kolegą przy biurku niedaleko. Patrzyłem na niego trochę jak rookie na weterana: z mieszaniną podziwu, zazdrości, fascynacji i lekkiej niechęci… Tomek zdecydowanie wyróżniał się w redakcji. U przełożonych miał największy ze wszystkich autorytet i zaufanie. Nie tylko w redakcji, ale także w branży. To był dziennikarz, którego ustępujący długoletni prezes Telekomunikacji Polskiej uważał za zasadne przedstawić swojemu następcy (a to były inne czasy, inna firma i inni prezesi).

Kiedy na kilka miesięcy poszedł na zwolnienie lekarskie przejąłem od niego obowiązek relacjonowania branży telekomunikacyjnej. Kiedy wrócił ze zwolnienia z westchnieniem żalu zwrotnie zdałem obowiązki. Potem nasze drogi zawodowe się rozeszły. Ja na jakiś czas odszedłem z "Rzeczpospolitej", po czym wróciłem – właśnie na miejsce Tomka, który zdecydował się przyjąć ofertę "Gazety Prawnej". Znowu zaczęliśmy się spotykać na konferencjach prasowych. Co tu dużo gadać, wielkiej chemii między nami nie było – jesteśmy po prostu inni. Co jednak w żaden sposób nie powstrzymało mnie od zaproponowania Tomkowi współpracy, kiedy TELKO.in wystartowało i się rozkręciło. Tomek moją propozycję przyjął. Był już po rozstaniu z "Gazetą Prawną". Współpraca z nami pozwalała mu dalej zajmować się telekomunikacją, która stopniowo przestawała być tak gorącym tematem w mediach głównego nurtu. Ja zaś cieszyłem się ze współpracy z facetem, którego teksty z początku lat 90. stanowią archiwum polskiego rynku telekomunikacyjnego.

Tomek wsparł nas bardzo. Ma się rozumieć po swojemu: dyskutując, kiedy się go o coś prosiło i z własnej inicjatywy robiąc trzy razy więcej niż by się można było spodziewać. Taki to już był ten Tomek, ceniący swobodę i niechętny jakimkolwiek kajdanom. Poza archiwum rynku telekomunikacyjnego za ostatnie 30 lat, w głowie miał także wysokie kompetencje, jeżeli chodzi o rynek finansowy czy inwestycje. Wybornie wiedział, co gdzie kryje się w sprawozdaniach finansowych przedsiębiorstw i co z nich można wyczytać. Co jakiś czas napomykał też o kolejnictwie, jako inżynier transportu z wykształcenia.

Dzisiaj rano dowiedziałem się, że Tomek trafił do szpitala. Godzinę później zaś, że już go z nami nie ma. Szok, żal, niedowierzanie, smutek. Dzień wcześniej przysłał mi ostatni tekst, przypomniał o zaległej publikacji… Nie wiem, czy zdążył przeczytać moją odpowiedź. Poniedziałek, 15 kwietnia o 18:41 ostatni news Tomka... o 20:24, ostatnie logowanie do systemu zarządzania treścią...

W Tomku tracimy mądrego człowieka, skarbnicę wiedzy i analityczny umysł. Dla mnie także symbol dziennikarstwa technologicznego w dawnym, dobrym stylu. Ktoś kiedyś na konferencji prasowej dobrych paręnaście lat temu powiedział trafnie: „o idzie nestor branży”.

Drugim takim symbolem jest dla mnie także przedwcześnie zmarły Jacek Kalinowski, dawny rzecznik PTK Centertel i Telekomunikacji Polskiej. Też zadziorny facet, którego z Tomkiem jak się wydawało łączyła szorstkawa sympatia i wzajemny szacunek. Dzisiaj myślę, że może się tam gdzie spotkali i przyjacielsko sztorcują... Tomek miał 62 lata.

Tomku, będzie nam Ciebie brakować.