Być czy nie być w hurcie? Dylemat lokalnego ISP

Z jej obserwacji wynika, że wielu MiŚOT-ów (małych i średnich operatorów telekomunikacyjnych) poprzestaje na czekaniu na klienta oraz narzekaniu na coraz większą konkurencję. Jednocześnie nie zauważają, że oddając konkurencji swoje sieci odbierają sobie możliwość świadczenia na nich usług, które mogłyby mieć znacznie wyższe ARPU niż zyski z ich dzierżawy.

– Prawdopodobnie dzieje się tak, dlatego że zupełnie rezygnujemy ze szczegółowej analizy prowadzonej sprzedaży. Mamy jedynie szacunkową, bądź opartą na przypuszczeniach wiedzę o osiąganym przez siebie wysyceniu, a powinniśmy te informacje analizować bardzo szczegółowo, nawet do poziomu konkretnej ulicy. Dopiero zdobycie tak szczegółowej wiedzy pozwala zbudować plan sprzedaży, który znacząco poprawia penetrację sieci i co za tym idzie – w znacznie większym stopniu zapewni zwrot z poniesionych już wydatków na inwestycje – uważa Joanna Macek-Czuszek.

Jest tajemnicą poliszynela, że nieufnie do współpracy z dużymi telekomami odnoszą się liderzy środowiska MiŚOT.

– Ostrzegam przed współpracą mrówek ze słoniami, czyli pochopnym podejmowaniem decyzji o udostępnianiu wielkim graczom budowanych, nieraz przez całe życie, sieci. Pewne kręgi lansują obecnie modę naotwarte sieci”, czego głównym powodem jest albo konieczność wypełnienia zobowiązań dotacyjnych pod presją tykającego zegara, albo chęć poprawienia wskaźników poprzez zmniejszenie inwestycji. Najchętniej w modelu  „na wspólnym padole duży dużemu oka nie wykole” i w przebraniu mającym dać wrażenie niezależności od obecnego oligopolu i neutralności”  mówi Krzysztof Czuszek, wiceprezes Stowarzyszenia e-Południe.

– Udostępnienie infrastruktury dużym operatorom może okazać się krótkowzrocznym działaniem i – mimo początkowego wzrostu przychodów  w ostatecznym rozrachunku przyniesie straty dla małych i średnich operatorów – uważa Krzysztof Czuszek, jeden z liderów środowiska MiŚOT.
 (źr. MiŚOT)

W jego ocenie obecnie trwa polowanie korporacji na MiŚOT-ów, którzy budowali światłowody za własne środki, nie czekając na unijne pieniądze i to tam, gdzie korporacje nie były tym zainteresowane, bo koszty były wysokie, a przychody niepewne.

– Na tych terenach to jednak MiŚOT-y posiadają najlepszą infrastrukturę i silne lokalne relacje  marnowanie tego żetonu poprzez oddawanie pola zachodnim konkurentom uważam dzisiaj za chybiony pomysł, prowadzący wprost do degeneracji rozwijających się organizmów i sprowadzenia MiŚOT-ów do roli serwisantów skolonizowanych sieci – podkreśla Krzysztof Czuszek.

Uważa on, że MiŚOT-y nie są jeszcze całkiem gotowi na bezpośrednie starcie z wpuszczanymi na swoje sieci konkurentami. Jego zdaniem potrzeba jeszcze trochę czasu na rozwinięcie się choćby współpracy w ramach MiŚOT-owej grupy kapitałowej i projektu Lokalni.pl, co zapewni odpowiednie zaplecze dla walki z DuPOT-ami (określenie w środowisku MiŚOT na dużych i popularnych operatorów telekomunikacyjnych).

– Zwracam też uwagę na fakt, że rynek telekomunikacyjny w Polsce opiera się obecnie w dużej części na zagranicznych korporacjach monetyzujących czasy wielkich przemian gospodarczych, optymalizujących koszty, płacone podatki, redukujących kadry i wyprowadzających z Polski pieniądze w postaci opłat za korzystanie przez ich polskie struktury z globalnych marek czy dywidendy. Na drugim biegunie są polskie przedsiębiorstwa, obsługujące znaczną część rynku i dbające o rozwój technologiczny, a jednocześnie lokalne relacje, społeczną odpowiedzialność biznesu i rozwój polskiej gospodarki – twierdzi Krzysztof Czuszek.

Bez cenowej unifikacji

Zauważa, że unifikacja cenowa ma swoje dobre i złe strony. Nie uwzględnia specyfiki lokalnej.

– Inna jest sytuacja w dużej Łodzi, gdzie mamy intensywną konkurencję, a inna np. w Jaworznie  na osiedlu domów jednorodzinnych, gdzie nikt poza lokalnym operatorem nie kwapi się do inwestycji. Tu można łatwiej zdobyć klienta o większym ARPU, a także  jeśli już ktoś musi  udostępnić infrastrukturę po prostu drożej – mówi Krzysztof Czuszek.

W tym ostatnim poglądzie nie jest on odosobniony. Zdaniem Łukasz Pałuckiego stawki wcale nie muszą być takie same, żeby pobudzić sprzedaż hurtową.

– Polska nie jest jednolita, są duże różnice w poziomie zamożności pomiędzy poszczególnymi powiatami i nie da się utrzymać tej samej stawki za usługę pod Poznaniem, co za usługę pod Hrubieszowem. Dodatkowe zmienne to koszt energii. Myślę, że nasza branża wyjdzie z aktualnego kryzysu energetycznego mocno podzielona. Część operatorów operatorów będzie miała niższe, a część znacznie wyższe koszty energii, a to wpłynie na ceny usług – uważa Łukasz Pałucki.

O ujednoliceniu cen nie wspominają jednak też sygnatariusze listu intencyjnego z Mediakomu. W tym zakresie operatorzy mieliby mieć swobodę.

– Pomysł by w ramach porozumienia zrównywać stawki hurtowe byłyby też niefortunny z tego względu, że możne on nas narazić się na zarzuty o zmowę rynkową – stwierdza Krzysztof Kacprowicz.