REKLAMA

Nierewolucyjna rewolucja eSIM

Pamiętam, kiedy parę lat temu jeden z bardziej emfatycznych kolegów z branży telko (pozdrawiam!) twierdził, że eSIM-y będą technologią, która wywróci do góry nogami rynek mobilny. Kolega trochę ma taką naturę, a trochę żyje z tego, że na rynku dużo i szybko się zmienia. Ja dla odmiany jestem sceptyczny i nieufny, więc komentowałem: „dobra... dobra... zobaczymy...”.

Przez kolejne lata miałem satysfakcję, bo eSIM wciąż był „technologiczną przyszłością” z czego wnioskowałem, że do tego miodku nikomu się nie spieszy. – Jak ma się spieszyć, skoro operatorzy to najwięksi nabywcy smartfonów, a eSIM ewidentnie uderza w ich biznes – rozumowałem.

Mimo tego pojawienie się eSIM w smartfonach było kwestią czasu, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto spróbuje ugrać coś nawet tzw. kosztem rynku. Dzięki temu idziemy do przodu i nie dajemy się zabetonować zasiedziałym graczom. Z eSIM-ami próbuje Apple i nie ma wątpliwości, że za nim pójdą inni, choćby dla trzymania ręki na pulsie. Co z tego wyniknie i ile zmieni na rynku – zależy od pomysłów na eSIM. W Analysys Mason twierdzą, że to szansa dla rynku.

Możliwość, jaka się pierwsza rzuca w oczy, to eliminacja dystrybucji tradycyjnych kart SIM w detalicznych sieciach sprzedaży. To niewątpliwa korzyść dla różnego sortu operatorów, ale przełomem bym jej nie nazwał. Tradycyjna dystrybucja SIM jest rozwinięta i ma ustaloną pozycję. Umożliwiła start na rynku niejednemu MVNO. Działalność typowego telekomu jest na tyle złożona, wymaga tylu elementów, że dystrybucja kart SIM, naprawdę, nie wydaje się wielkim wyzwaniem.

Eliminacja kart co najwyżej otworzy drogę na rynek MVNO, co bardziej szaleńczym przedsiębiorcom. Takim, co to wierzą mocno, że chcieć to móc, i że jak coś wymyślą w poniedziałek, to w piątek ma być na rynku. Tym nie wróżę wielkich sukcesów, bo jak na razie polskim rynkiem rządzi cena usług oraz oferta na telefon. Obniżenie kosztów, dzięki eliminacji SIM nie zmieni tych reguł. Co innego z podmiotami, które będą miały na eSIM zupełnie nowy pomysł.

Ta technologia otwiera możliwość sprzedaży impulsowej: zobaczyłem, zachwyciłem się, ładuję profil na eSIMa i korzystam! Nie muszę się fatygować do kiosku po kartę, żeby użyć... No właśnie: czego? 50 GB dodatkowej transmisji danych? 100 dodatkowych minut w pozaunijnym roamingu? 500 minut na połączenia do Wielkiej Brytanii (po brexicie)? W Polsce – kraju tanich usług – to wszystko wydaje się mało seksowne.

A może ładuję profil jakiejś sieci odzieżowej i mam dzięki temu 40 proc. rabatu (ale tylko przez 1 dzień!) na wszystko z jej oferty? Może ładuję sobie profil Uber Phone’a i dostaję 10 proc. zniżki na dostawy Uber Eats? Może ładuję sobie profil nowego, supermodnego komunikatora społecznościowego, bo tylko w ten sposób mogę z niego korzystać? Albo ładuję profil dostawcy „bezpiecznych, szyfrowanych rozmów telefonicznych”? A może po prostu profil z drugim numerem telefonu?

Sądzę, że eSIM da pole do popisu właśnie wynalazcom tego typu zastosowań – licznych, a niszowych. Nie sądzę, aby oni mogli i chcieli zagrozić tradycyjnym dostawcom usług telefonicznych, którzy nadal kontrolują infrastrukturę i ceny usług. Koniec końców oferta eSIM-owca zawsze będzie oparta na nadajnikach MNO.

Ci zaś MNO, kiedy już się przekonają, że nowa technologia nie rujnuje im biznesu, z pewnością się na nią otworzą i bez obaw będą dystrybuować wyposażone w nią smartfony. Wszak dla nich możliwość dostarczania usług wprost na telefon klienta, to także korzyść.

Piątkowe komentarze TELKO.in mają charakter publicystyki – subiektywnych felietonów, stanowiących wyraz osobistych przekonań i opinii autorów. Różnią się pod tym względem od Artykułów oraz Informacji.

Postaw kawę autorowi