Telekomunikacja odporna na wojnę

Skoro w naszym regionie świata, krajem wrogim jest Rosja, to musimy myśleć o konflikcie toczonym w stylu rosyjskim. Rosjanie zaś niszczą infrastrukturę, a więc jej ochrona jest nie mniej ważna, co cyberprzestrzeń.

I co z tego wynika?

W najszerszym ujęciu na przykład to, że – mieszkając w kraju wciąż spokojnym i gospodarczo relatywnie stabilnym – obok troski o jakość życia w obszarach, na przykład, zdrowia publicznego, czy zachowania walorów krajobrazowych, powinniśmy się również troszczyć o twardo pojmowaną niezawodność i bezpieczeństwo infrastruktury. Przyjąć do wiadomości konieczność maksymalnego rozproszenia i dywersyfikacji zasobów teleinformatycznych. Konieczność zwiększenia istniejących pojemności i zagęszczenia sieci, aby – w razie potrzeby – sprawne zasoby przejmowały funkcję zasobów zniszczonych. Kiedy przychodzi wojna nie ma wiele czasu, by coś zrobić.

Skoro odpowiedzialność za zdefiniowanie nowych wymagań składamy na władzę publiczną, to jestem ciekaw, czy może widać już jakieś oznaki takich planów? Na przykład w bieżącej współpracy operatorów z administracją.

Jeszcze tego nie dostrzegam. Nic nie słychać, aby np. taki akt, jak projekt nowelizacji ustawy o krajowym systemie cyberbezpieczeństwa [KSC] miał zostać zaktualizowany z uwagi na zaistniałą sytuację (może nie ma takiej potrzeby).

Być może w kontekście przygotowań do nowych realiów należy traktować projekt rozporządzenia w sprawie warunków technicznych zasilania energią elektryczną obiektów budowlanych telekomunikacji. Tyle, że jego autorzy trochę się rozminęli z realiami finansowymi.

Dlaczego?

Ponieważ zaproponowane zasady podtrzymywania zasilania urządzeń telekomunikacyjnych oznaczałyby (niepotrzebnie) wydane setki milionów złotych przez każdego z czterech operatorów. A mówię tylko o branży mobilnej.

Myślę, że administracja powinna usiąść do rozmów z operatorami, żeby określić, jaki realny cel w tym zakresie warto osiągnąć.

A na poziomie ogólniejszym może pora na swoisty reset w relacjach branży telekomunikacyjnej z (szeroko rozumianym) rządem. Właśnie z uwagi na doświadczenia wojenne w Ukrainie, ale też wcześniejsze doświadczenia podczas pandemii. W obu przypadkach branża telekomunikacyjne w Polsce stanęła na wysokości zadania. Proszona, lub z własnej inicjatywy. Niezależnie od struktury kapitałowej.

Także w Ukrainie pracownicy „brytyjskiego” Vodafone, tak samo jak pracownicy „krajowych” korporacji, walczą (często z narażeniem własnego życia) o podtrzymanie działania sieci. Te doświadczenia najdobitniej pokazują, że nie sam, (nawet najlepszy) rząd, ale właśnie współpraca rządu, samorządu, biznesu i całego społeczeństwa pozwala odpowiadać na najpoważniejsze wyzwania, w tym obronę własnego kraju. Może pora porzucić pewne idee i zadać otwarcie pytanie, czego obie strony – społeczeństwo (w tym biznes) i państwo – wzajem od siebie potrzebują?

Nazywajmy rzeczy po imieniu: idee do odrzucenia, to pewnie państwowe sieci telekomunikacyjne?

Dyskusja na ich temat zajęła nam ostatnio bardzo wiele czasu – bez jednoznacznych rezultatów. Ponadto to nie są koncepcje, które w istotny sposób i w szybkim czasie poprawiają stan bezpieczeństwa teleinformatycznego kraju. Znów – łączność w Ukrainie działa raczej połączonym wysiłkiem biznesu i państwa, niż dzięki sieciom wyłącznie rządowym.