Telekomunikacja odporna na wojnę

Z naszej perspektywy, byliśmy odpowiednio przygotowani, na to co się dotąd wydarzyło. Nie mogę jednak wykluczyć, że całościowy obraz z perspektywy regulatora lub rządu wygląda inaczej.

Braliście pod uwagę ewentualność, że rosyjski pocisk – przypadkiem lub nie przypadkiem – minie Jaworów, przeleci granicę i zniszczy jakieś elementy infrastruktury Orange?

Musze odpowiedzieć bardzo oficjalnie: jesteśmy przygotowani na konieczność zmiany funkcjonowania elementów sieci czy logistycznego działania firmy na danym obszarze kraju, biorąc pod uwagę różne zagrożenia. Jestem przekonany, że podobnie wszyscy inni duzi operatorzy.

Trudno jednak nie zauważyć, że dotychczas wszystkie przygotowania do katastrof (i to w skali kraju) czynione były głównie na wypadek klęsk żywiołowych czy wielkich awarii infrastruktury, a nie działań zbrojnych. Państwo i przedsiębiorstwa muszą mieć (i mają) plany działania na wypadek wojny, ale traktowano je do tej pory bardziej jak formalny wymóg.

Pamiętam zakłopotanie, jakie wywoływało aktualizowanie listy osób „reklamowanych” z obowiązku służby wojskowej w przypadku mobilizacji, z uwagi na znaczenia tych osób dla działania krytycznych elementów sieci telekomunikacyjnych. Teraz na pewno inaczej postrzegamy tego typu „formalności”.

Rozumiem, że rutynowe przygotowania do kryzysu pozwoliły kontrolować sytuację po 24 lutego. Czy jednak są już jakieś nowe wnioski, lub jasne konstatacje, że coś w tych rutynowych przygotowaniach powinno wyglądać inaczej? Że mogą działać sprawniej? Zwłaszcza, że – teoretycznie – konflikt może się rozszerzyć i teraz lub w przyszłości objąć również Polskę.

Istniejący system wydaje się dobrze przemyślany. Niemniej w kwestiach bardziej szczegółowych i na pozór stricte rynkowych niezbędne jest nowe spojrzenie. Na przykład, że udostępnienie pasma C oraz związana z tym rozbudowa i modernizacja istniejących sieci mobilnych, powiększenie pojemności poszczególnych elementów, zwiększy stabilność i odporność polskiego systemu teleinformatycznego w przypadku kryzysu. Tutaj są do osiągnięcia bardzo konkretne korzyści w relatywnie krótkiej perspektywie kilku-, kilkunastu miesięcy. 

Wzmiankowaliśmy wcześniej projekt nowelizacji KSC, teraz napomykamy o aukcji 5G. Czy ostra zmiana sytuacji geopolitycznej na świecie każe rynkowi jakoś inaczej spojrzeć na kwestię tzw. dostawców wysokiego ryzyka (co też ma związek i z KSC, i z aukcją)?

Trzy lata temu przedstawiciele czterech operatorów usłyszeli od byłego już ministra cyfryzacji, że nie będą mogli korzystać ze sprzętu RAN jednego, konkretnego dostawcy. Minęły trzy lata i nijak się to nie materializuje w postaci jakiejkolwiek regulacji. Jednocześnie wybucha wojna i mocą dość technicznego dokumentu wykluczone zostają np. produkty rosyjskiej firmy Kaspersky Lab. Pytanie jest więc nie do nas.

Państwo już dzisiaj de facto ma narzędzia do kontroli dostawców rozwiązań teleinformatycznych i – jak widać – w razie potrzeby korzysta. I bardzo dobrze. Tymczasem my czekamy na akt prawny, który (zupełnie niezasadnie) blokuje rozdysponowanie niezwykle potrzebnego rynkowi zasobu. Dystrybucja pasma C i uruchomienie pełnoformatowego 5G w Polsce, to dzisiaj nie tylko kwestia modernizacji, ale i bezpieczeństwa sieci właśnie.