Dyskusje o telekomunikacji: e-wizja dla Europy

Projekt polityki Jednolitego Rynku Cyfrowego w Europie budzi różne emocje, ale trudno zaprzeczyć, że może pomóc w rozwoju nowoczesnych gałęzi gospodarki na Starym Kontynencie. Może, ale wcale nie musi, jeżeli – jak wiele innych dokumentów przed nim – utonie w wirze targów i dyskusji pomiędzy krajami członkowskimi, broniącymi swoich partykularnych interesów. Dlatego najlepiej by pozostał ogólnym dokumentem kierunkowym, nie dając pożywki do niekończących się dyskusji w Brukseli. O inicjatywie Komisji Europejskiej w kontekście rynku telekomunikacyjnego (i nie tylko) dyskutowali  podczas 4. spotkania z cyklu Michał Boni, Andrzej Abramczuk, Cezary Albrecht, Witold Drożdż, Ireneusz Piecuch, Tom Ruhan i Łukasz Dec.

WNIOSKI Z DYSKUSJI

Od maja organy Unii Europejskiej pracują nad polityką Jednolitego Rynku Cyfrowego w Europie, która ma wyznaczać kierunki rozwoju tych sfer gospodarki, które są oparte nowoczesnych technologiach i budować na nich przewagi europejskich przedsiębiorców. Zgadzamy się, że wskazanie ogólnej wizji może się okazać przydatne, ale naszym zdaniem na ogólnym dokumencie kierunkowym należy poprzestać. Praktyka pokazuje, że próba spisania zbyt szczegółowych rozwiązań prowadzi do długotrwałych dyskusji, które – w najlepszym razie – powodują niepomierne wydłużenie prac nad dokumentem kierunkowym, a potem aktami legislacyjnymi. W efekcie założenia nowej polityki wchodzą w życie wtedy, kiedy należałoby już je aktualizować. Szczegółowe dyskusje lepiej odłożyć do dokumentów specyficznych, aby specyficzne spory nie wykoleiły całego dokumentu kierunkowego, bo taki jest czarny scenariusz dla każdej ogólnej polityki. W Europie działa 28 systemów prawnych i regulacyjnych i nie ma pośród nas pełnej zgodności, na ile nowa polityka winna je unifikować. Część z nas jest za unifikacją, część uważa, że należy szanować lokalne odmienności. Dobrym przykładem jest kwestia zarządzania widmem radiowym, w którym to obszarze część z nas chętnie zobaczy wspólną (na poziomie Unii) akcję uzgadniania harmonizacji międzynarodowej częstotliwości, ale już niekoniecznie ścisłą synchronizację rozdysponowania pasma. Niemniej unifikacja i standaryzacja niewątpliwie pomogłaby w rozwoju przynajmniej niektórych sfer e-gospodarki. Wszyscy opowiadamy się za minimalnie niezbędnym zakresem regulacji w każdej sferze cyfrowej gospodarki, które to regulacje powinny być remedium na stwierdzone rzetelnymi analizami niedoskonałości rynku. Zabezpieczenie konkurencji rynkowej powinno wynikać z potocznych reguł prawa antymonopolowego. Konkurencja jest bowiem warunkiem stymulowania inwestycji, do czego m.in. zmierza polityka Jednolitego Rynku Cyfrowego.

Łukasz Dec: Może zagaję i to od spraw ogólnych... Celem przyjęcia i wdrożenia polityki Jednolitego Rynku Cyfrowego [dalej JRC - red.] jest poprawa – w skali globalnej – konkurencyjności europejskich przedsiębiorstw. Szczególnie średnich i małych. Czy waszym zdaniem to się uda?

MichałBoni: To zależy, na ile z tego bardzo generalnego dokumentu wyniknąkonkretne rozwiązania i mądra polityka wszystkich państw członkowskich. Duża część tych rozwiązań musi się opierać na harmonizacji pomiędzy nimi, a co do tego mam największe wątpliwości. Pewnych elementów natomiast w tym dokumencie mi brakuje.

Łukasz Dec: Czego?

Cezary Albrecht (z prawej) i Łukasz Dec
(źr.fot.TELKO.in)

Michał Boni: Akcentów, które wskazują, że rozwój gospodarki cyfrowej (co ja wolę określać mianem "skoku cyfrowego", bo tak widzę potrzeby i możliwości) musi być związany z innymi obszarami gospodarki w ramach tego, co Niemcy określają, jako "Gospodarka 4.0". Bez tego nie będzie wspomnianego na początku wzrostu konkurencyjności europejskiej gospodarki. W JRC nie ma także wyraźnie zarysowanego wątku niezbędnego rozwoju infrastruktury. I wreszcie... To sięnie uda, jeżeli przeregulujemy. Są obszary, które wymagają regulacji i to najlepiej jednej, a nie 28 regulacji krajowych, ale są też obszary, które w ogóle siębez regulacji obejdą. Można myśleć o wytycznych, certyfikatach, kodeksach dobrych praktyk, zamiast twardych regulacji. Na marginesie powiem, że niektórym z moich kolegów w Parlamencie Europejskim trudno słuchać o takich miękkich narzędziach, bo właśnie twarde uważają za sedno pracy legislacyjnej. A przecież w rywalizacji między technologią a legislacją, technologia zawsze wygra, bo jest szybsza. Dlatego – stymulując rozwój gospodarki cyfrowej, a nie kładąc jej pod nogi kłody – musimy dopasować formy tworzenia reguł do obszarów gospodarczych i ich potrzeb.