REKLAMA

Dyskusje o telekomunikacji: e-wizja dla Europy

Michał Boni: Według mnie, wszystko o czym mówimy prowadzi do wniosku, że trudno o racjonalizacjębez zredefiniowania modelu regulacyjnego. JRC w odmienny sposób traktuje każdy z szesnastu kluczowych obszarów działania. W niektórych jest mowa o interwencji, w niektórych o samoregulacji, w niektórych tylko o analizie bieżącej sytuacji. Druga sprawa: regulacje i tak istnieją. W postaci 28 odmiennych systemów. JRC mówi raczej o i ich uspójnieniu i skonsolidowaniu. Bo tu są olbrzymie rezerwy rozwojowe – w usunięciu ciężarów, wynikających z 28 różnych ram prawnych, albo z nadmiaru regulacji.

Witold Drożdż
(źr.fot.TELKO.in)

Ireneusz Piecuch: Krajowi regulatorzy są blisko rynku, a i tak nie działają zbyt szybko. Nie sądzę, aby działania prowadzone z Brukseli miały być prowadzone sprawniej. Wracając do samego JRC, to ja lubię wszystkie europejskie strategie, które pokazują drogę, ale nie narzucają rozmiaru buta, w którym trzeba po niej iść. Różnice między poszczególnymi krajami bowiem są i długo jeszcze będą bardzo znaczne. Trzeba o tym pamiętać. Polska dla przykładu jest w ogonie penetracji szerokopasmowymi usługami dostępowymi i to jest nasz specyficzny problem.

Łukasz Dec: Jak logicznie pogodzić wspólny rynek ze specyficznymi systemami regulacyjnymi?

Ireneusz Piecuch: System regulacyjny jest oparty na interakcji z rynkiem, a te rynki różnią się między sobą. Nie zmienia to faktu, że jestem zwolennikiem samoregulacji branżowych.

Cezary Albrecht: Chciałbym się jeszcze odnieść do kwestii centralizacji kształtowania reguł gry. Zgoda, co do zasady musi działać również tutaj subsydiarności, czyli należy pozostawić lokalnym jednostkom możliwie dużo kompetencji. Ale widzę też istotną rolę do odegrania dla Komisji Europejskiej, czy innego ponadnarodowego ciała. Na przykład jeżeli chodzi o rekomendację dla regulowania rynków właściwych. Jak na razie, to Komisja jest motorem deregulacji. Druga sprawa, to dystrybucja pasma. Gdyby odbywała się na poziomie europejskim, to znacznie ułatwiłoby działanie przedsiębiorców telekomunikacyjnych, szczególnie tych, którzy także działają ponadnarodowo.

Tom Ruhan: Czyli należałoby prowadzić jednocześnie postępowania częstotliwościowe we wszystkich krajach?

Witold Drożdż: I chcielibyśmy płacić już teraz za częstotliwości 700 MHz?

Michał Boni: Detale sądo dopracowania byleby nie było dalej tak, że sąogólne rekomendacje, które każdy kraj wdraża wtedy, kiedy mu bardziej pasuje.

Cezary Albrecht: Przez to rynek nie może wykorzystać efektu skali. Nie widzę wielkich zagrożeń z synchronizacji rozdziału pasma, a za to wiele korzyści do uzyskania.

Andrzej Abramczuk: To może dla zachowania równych warunków dla wszystkich państw członkowskich w zakresie gospodarki częstotliwościami, niech KE rozpocznie w imieniu państw granicznych Unii od rozmów o harmonizacji pasma z Białorusią, Rosją i Ukrainą? Tak, aby polscy operatorzy mieli te same warunki działania, jak operatorzy niemieccy, czy francuscy. Gdyby nam np. dzisiaj zharmonizowano do wykorzystania pasmo 700 MHz, zgodnie z oczekiwaniami państw byłego Związku Radzieckiego, to poza tym, że operatorzy musieliby za pasmo zapłacić, to mogliby je wykorzystywać w pasie od Poznania do najwyżej Łodzi, bo dalej byłyby już zakłócenia. Polska nie ma siły, by wynegocjować harmonizację i nie stara się bronić interesów operatorów. Raczej zachowuje postawę wyczekującą, co zrobią Rosjanie i Niemcy ponad naszymi głowami – taki North Stream w telekomunikacji.

Cezary Albrecht: Komisja Europejska być może miałaby taka siłę.

Andrzej Abramczuk: Dobrze, ale niech od tego zacznie, bo inaczej synchronizacja dysponowania pasmem w UE dla części krajów członkowskich okaże się dopustem, a nie korzyścią.