REKLAMA

Łącza gigabitowe to piękny teatr

Czytając TELKO.in i inne periodyki branżowe, trudno nie zauważyć, że marketingowa kolejka górska z gigabitami na pokładzie ruszyła na całego. Wraz z rozpoczęciem przechwałek o gigabitowej rewolucji w Polsce, duzi dostawcy pracowicie wciągają pociąg z wagonikami „giga” na szczyt trasy, by za chwilę rozpocząć szaleńczy zjazd w dół.

W mojej firmie ten rozdział mamy za sobą, ponieważ gigabitowe łącza klienckie udostępniliśmy już w roku 2013, kiedy obiekt westchnień operatorów bazujących na HFC – DOCSIS 3.1 – dopiero opuszczał bramy laboratoriów. Natomiast łącza 10 Gb/s udostępniliśmy w 2015 r. Trzy lata temu!

Ostatnio jesteśmy świadkami medialnych przechwałek operatorów, wśród których są przypadki jazdy po bandzie. Jeden tych przypadków, to ostatnie występy firmy Inea na Poznań Game Arena. Inea zakomunikowała wszem i wobec, że teraz właśnie ona jako (w domyśle) pierwsza udostępnia najszybsze w Europie łącza internetowe 10 Gb/s za 399 zł. Enuncjacje Inei dowodzą, że marketing naszego większego konkurenta żyje w oderwaniu od rzeczywistości, która skrzeczy niemożliwością zestawienia dla nas portu usługowego 10 GbE w głównym węźle telekomunikacyjnym Poznania. Nam bowiem technika Inei odpowiada, że „nie ma takich portów w dyspozycji na swoim przełączniku”.

Trudy gigabitowej oferty

Z kronikarskiego obowiązku przypomnę, że w maju br. na TELKO.in informowaliśmy o udostępnieniu do sprzedaży portów 40 GbE na nowo uruchomionym ringu. Oczywiście, nie próbujemy w żaden sposób komunikować tej oferty jako dostępnej dla każdego (tym bardziej dla konsumenta), ponieważ ze względu na wymagania techniczne jest to oferta dla zastosowań stricte profesjonalnych.

Bez marketingowego szumu, na bazie realnie zebranych przez kilka lat doświadczeń, możemy natomiast wyciągnąć wnioski ze sprzedaży kontraktów o przepływnościach gigabitowych. Wnioski, które generalnie różowe nie są.

  • Na interfejsie fizycznym 1 GbE można „wyciągnąć” 920-940 Mb/s. Podobnie jak na interfejsie 100 Mb/s słabo przekracza się 92-94 Mb/s. Jeśli operator stosuje dodatkowo autoryzację PPPoE, realne prędkości są jeszcze niższe, ponieważ zazwyczaj spada maksymalne MTU na łączu do klienta.
  • CPE zapewniające pełne 1 Gb/s (dodatkowo z PPPoE in hardware) należą do rzadkości.
  • Z powyższych punktów wynika, że nie można w umowach abonenckich – tak po prostu – zapisać przepływności 1 Gb/s nawet jako maksymalnej, ponieważ klient NIGDY jej nie zobaczy. Pomijam (chwilowo) kwestię przetestowania tej prędkości. O tym dalej.
  • Zapisanie w umowie, że na łączu 1 Gb/s przepływność „zazwyczaj dostępna” wynosi 900 Mb/s do klienta i 50 Mb/s w górę sieci pachnie szaleństwem. Śmiem twierdzić, że większość sieci operatorskich (zwłaszcza bazujących na HFC) jeszcze nie jest gotowa do „przetrawienia” gigabitowych przepływności w okresie największego natężenia ruchu. Znane są bowiem wypadki, że operatorzy podłączają całe osiedla na pojedynczym linku 1 Gb/s i wieczorami klienci zaczynają mieć problemy.
  • Oferty na łącza 1 Gb/s często są wyśmiewane przez klientów, którzy w większości nie odróżniają prędkości od limitów transferu. Chleb powszedni pracowników obsługi, to przyjmowanie opinii: „1 giga za 139 zł?! Zwariowaliście, w LTE dwadzieścia giga mam za 30 zł!” I tylko od odporności obu stron zależy, czy uda się nawiązać rozmowę, czy też nie i klient rzuci słuchawką w niesłusznym poczuciu, że jest „robiony w balona”.