Od karty mobilizacyjnej do aplikacji na Prezesa UKE

We wrześniu kończy się kadencja aktualnego szefa urzędu regulacyjnego, a KPRM formalnie rozpoczął konkurs na jego następcę. Spekulacje i giełda nazwisk trwają w najlepsze od kilku tygodni (jeżeli nie miesięcy), a efekt jest trudny do przewidzenia. Jeden z kandydatów nie tylko nie czyni tajemnicy z zainteresowania objęciem funkcji Prezesa UKE, ale jest także gotów publicznie mówić o swoich zamierzeniach. Rozmawiamy dzisiaj z Bogusławem Kułakowskim, który w branży telekomunikacyjnej znany jest przede wszystkim ze sprawowanej przed laty funkcji prezesa zarządu Polskiej Telefonii Cyfrowej.

Bogusław Kułakowski: ‒ Jeżeli chodzi o współpracę międzyoperatorską, to wiele można i należy załatwiać w gremiach branżowych, jak izby gospodarcze ‒ niekoniecznie przy wiodącej roli Prezesa UKE.
(źr. BK)

TELKO.in: Co skłoniło pana do rozważania swojej kandydatury w konkursie na stanowisko Prezesa Urzędu Komunikacji Elektronicznej?

BOGUSŁAW KUŁAKOWSKI: Jestem na rynku dobrze ponad ćwierć wieku i myślę, że zebranymi doświadczeniami najwyższy czas się podzielić ‒ na przykład poprzez rolę regulatora rynku. Mam to szczęście, że od kilku lat pracuję z młodzieżą. Wykładam m.in. cyberbezpieczeństwo, zagadnienia związane z prawem autorskim, bazami danych czy innowacjami technologicznymi. Siłą rzeczy muszę być na bieżąco z tematyką rozwoju technologii teleinformatycznych.

Jeżeli chodzi o UKE, to nie kryję, że był także bezpośredni impuls.

Jaki?

Na początku ubiegłego roku otrzymałem, ku pewnemu zaskoczeniu, kartę mobilizacyjną. Zaciekawiło mnie, do czego wojsko mnie potrzebuje. W sumie nie będzie zaskoczeniem, że do projektów telekomunikacyjnych.

Wyłowili pana, ot tak?

Nie sądzę. Dobrze ponad 20 lat temu ‒ jeszcze za czasów pracy w Polskiej Telefonii Cyfrowej ‒ zostałem poproszony o pomoc w budowie systemu bezpiecznej łączności dalekosiężnej dla polskiego kontyngentu na Bliskim Wschodzie. Wówczas wojsko jeszcze nie posiadało odpowiednich rozwiązań komunikacyjnych dostosowanych do takich odległości, więc ja pomagałem je od podstaw wybudować (z tego co wiem, działało jeszcze do połowy ubiegłej dekady).

Dlaczego wtedy zwrócili się właśnie do pana?

Studiowałem telekomunikację na Uniwersytecie Technicznym w Delft w Holandii, a pracę dyplomową pisałem na temat kryptografii i komunikacji satelitarnej. Organy państwowe miały o tym wiedzę, ponieważ jako prezes PTC musiałem przejść procedurę certyfikacji dostępu do informacji niejawnych. W wojsku brakowało wówczas potrzebnych do misji zagranicznych specjalności, więc zwróciło się po pomoc do pracownika komercyjnej firmy posiadającego odpowiednie certyfikaty bezpieczeństwa. Ten fakt zapewne pozostał w aktach.

I co pan teraz robi dla wojska?

Nie za bardzo mogę o tym mówić. Dla tematu naszej rozmowy najważniejsze jest to, że powołanie skłoniło mnie do refleksji: skoro wojsko wciąż potrzebuje wiedzy od człowieka w moim wieku, to może nie tylko wojsko?

Czy poza wojskiem miał pan styczność z administracją publiczną? Większość dotychczasowych szefów UKE to zawodowi urzędnicy.

Nie mam urzędniczego doświadczenia, ale nie uważam tego za istotną przeszkodę. Wręcz przeciwnie. Urzędnicza rutyna niekoniecznie jest gwarantem efektywnego działania podmiotu publicznego, co widzimy wszędzie dookoła siebie: projekty i procedury potrafią trwać latami.