Urząd, chociaż sektorowy, ma charakter jednostki centralnej i to formalnie nadzorowanej przez zawodowych polityków. Czy wyobraża pan sobie angaż na to stanowisko bez politycznego… zaplecza (to nie jest najlepsze słowo, ale trudno mi znaleźć inne)?
Nie ukrywam, że to jest jedno z podstawowych pytań, jakie sobie zadaję. Zadaję je nie tylko sobie, ale także moim przyjaciołom z branży TMT. Odpowiedzi, jakie słyszę są różne, pozornie niespójne, chociaż padają czasem z tych samych ust. Większość zaczyna zwykle od: „wiesz jak jest”, co ma znaczyć, że bez politycznego poparcia nie ma co sobie zawracać głowy. W kolejnych słowach słyszę jednak też: „ale wiesz co, może premierowi powinno zależeć, aby na tym stanowisku pojawił się apolityczny fachowiec?”. Są precedensy: nabór na stanowisko Prezesa URE trwał około półtora roku i ostatecznie nie został nim polityk… Muszę powiedzieć, że mam dużo słów wsparcia ze swojego otoczenia, w tym od nowych kolegów z wojska.
Szukał pan poparcia ściśle politycznego?
Nie. W pracy zawodowej zawsze byłem i chcę być apolityczny, a państwu zaoferować swoje wykształcenie i zawodowe doświadczenie. Skoro okazałem się potrzebny w obszarze obronności, to chętnie porozmawiam o spożytkowaniu swoich kompetencji także szerzej.
Rozmawiał pan z branżowymi izbami rynku telekomunikacyjnego o poparciu swojej kandydatury?
Rozmawiałem prywatnie z wieloma osobami związanymi z tą branżą, także ze współpracownikami izb. Znam bardzo wiele takich osób i współpracowałem z większością od czasu pierwszych przetargów na częstotliwości 1800 MHz aż po przydział pasma dla UMTS. Wspólnie tworzyliśmy propozycje regulacji i budowaliśmy rynek w jego obecnym kształcie.
Jak pan sobie wyobraża współpracę (niezależnego) Prezesa UKE z rządem, który go formalnie nadzoruje oraz kształtuje otoczenie prawne? Z historii wiemy, że różnie to wyglądało i, pomimo zastrzeżeń organów unijnych, koniec końców to rząd podejmuje decyzje.
Myślę, że nie powinno to być szczególnie skomplikowane.
Dzisiaj, co stwierdzam z żalem, nie zawsze tak to działa. Jednym ze świeżych przykładów jest projekt rozporządzenia w sprawie nieodpłatnego udostępniania urządzeń radiokomunikacyjnych w sytuacjach szczególnego zagrożenia. Sądząc z treści tego projektu, przy jego konstruowaniu (mówiąc oględnie) nie wykorzystano technicznych kompetencji UKE.
Ten projekt zwrócił moją uwagę, bo sam jestem radioamatorem i wiem, jakie kontrowersje dokument wzbudził w środowisku. Zupełnie chyba niepotrzebnie, bo nie wyobrażam sobie (konfiskaty? i) użytkowania przez służby państwowe tak różnorodnego sprzętu, jaki jest w posiadaniu radioamatorów. Co innego, być może, ze sprzętem wykorzystywanym przez firmy, ale to należałoby w tym rozporządzeniu uściślić.