
W Krakowie za to nie ma w ogóle wieszania po słupach. W mieście jest dużo uzbrojenia, więc dużo do uzgadniania. Na wsi warunki formalne mogłyby być luźniejsze.
ŁUKASZ DEC: Bardzo dużo mówicie o kwestiach barier inwestycyjnych, co leży raczej po stronie ustawodawcy niż Prezesa UKE. Pewnie warto się zainteresować nowelizacją megaustawy.
KRZYSZTOF SKORPUPSKI: Po wprowadzeniu megaustawy czuliśmy pewną „odwilż” w relacjach z samorządami. Ale przez kolejne lata urzędnicy powoli dopisywali sobie wymogi, których w zasadzie nie muszą stosować, a jednak stosują. Przez ostatnie lata proces się komplikował, wymagania narastały co spowodowało, że obecnie wszystko jest czasochłonne. Przydałaby się reforma i oczyszczenie z niekoniecznych wymagań.
MARCIN KUCZERA: Nie wiem, czy to nie jest rzeczywiście sprawa dla Prezesa UKE: tak jak nas odpytuje o różne rzeczy, mógłby również odpytywać gminy: „Ile u was trwa proces budowlany? Od wniosku do wydania pozwolenia…” i równocześnie sprawdzać, jak te same procesy widzą operatorzy. Można by się pokusić o ranking gmin i byłby to argument do dyskusji nad praktykami: dlaczego u jednych proces trwa długo, kiedy u innych można szybko. Żaden lokalny włodarz nie chce być postrzegany jako blokujący inwestycje.
ŁUKASZ DEC: Miękkie regulacje! Ja zawsze byłem fanem takich rozwiązań. Jak speedtesty na rynku szerokopasmowym. Według mnie, robią więcej dobrego niż wszelkie zapisy o maksymalnych, minimalnych i średnio dostępnych przepływnościach.
KRZYSZTOF SKORUPSKI: W dwóch najbardziej skrupulatnych urzędach, jakie znam, argument zawsze brzmi tak samo: „jak nam dacie wszystko, czego chcemy, to damy decyzję w 2-3 dni”. Tylko, że już na wejściu wymagają projektu organizacji ruchu. Do wniosku o lokalizację ‒ od razu warunków technicznych z PGE, kiedy inne gminy oczekują tego później. Jest wiele niuansów, którymi można skomplikować proces tak, że trwa 4 miesiące w „ekspresie”, a przy standardowej procedurze 6 miesięcy. Wiele zależy od interpretacji urzędnika – to klucz. Jeżeli nie chce utrudniać, proces idzie szybko. I odwrotnie: mógłby poprzestać na szkicu organizacji ruchu, ale chce projektu (często jedynym powodem jest jego własna obawa przed kontrolą). Gdyby ustandaryzować te wymagania, to inwestycje trwałyby krócej.
Nie wiem, czy macie z tym do czynienia – u mnie gminy notorycznie zmieniają kategorię drogi i już prawie żadna nie jest drogą publiczną według ustawy o drogach publicznych. Nie wydają zatem decyzji lokalizacyjnych, bo to jest droga wewnętrzna (mimo że przez 20 lat była drogą gminną). Nie ma też minimalnych ani maksymalnych stawek za umieszczenie infrastruktury, tylko stawki na podstawie uchwały rady gminy, przypadkiem 20, 40 razy wyższe od stawek regulowanych. Często słyszymy wprost: dzięki temu gminy uzyskają środki na projekt, kiedy przyjdzie przebudowywać drogę. Tutaj trzeba przyznać, że właściciele infrastruktury umieszczonej w pasie drogowym niekoniecznie chcą partycypować w tych kosztach.
TOMASZ ŚLĄSKI: Trudno mi uwierzyć, że z tych opłat rzeczywiście rekompensuje się przebudowy dróg. To brzmi jak teza o tym, że z podatku drogowego [wliczonego w cenę paliw ‒ red.] remontuje się w Polsce drogi.
KRZYSZTOF SKORUPSKI: Usłyszałem kiedyś od jednego burmistrza, że jakby chciał mieć stacjonarny internet, to kupiłby mieszkanie tam, gdzie jest światłowód. Jeżeli zaś ktoś chce mieszkać pod lasem, to powinien wiedzieć, że tam będzie tylko dostęp mobilny.
MARCIN KUCZERA: Nie wątpię jednak, że od tych mieszkańców z przyjemnością inkasuje podatki od nieruchomości.
KRZYSZTOF SKORUPSKI: Ten sam burmistrz powiedział mi także, że nie da bonifikaty za umieszczenie urządzeń w szutrowej drodze, bo za kilka lat będzie ją modernizował i to go będzie zbyt dużo kosztować.
TOMASZ ŚLĄSKI: Myśmy się jeszcze nigdy nie spotkali z praktyką zmiany statusu dróg gminnych na wewnętrzne, ale słuchając tego co mówi KRZYSZTOF SKORUPSKI jestem, delikatnie mówiąc, przerażony krótkowzrocznością władz miejscowych.
MARCIN KUCZERA: Pozwolę sobie być adwokatem diabła. Problem jest głębszy. Gminy naprawdę nie mają pieniędzy i szukają ich wszędzie. Nie patrzą przyszłościowo, bo im się nie domyka najbliższy budżet. Władze centralne poobcinały część źródeł przychodów, a dokładają obowiązków, które trzeba jakoś sfinansować. Budżety gmin trzeszczą w szwach.