Dajcie nam inwestować!

Łukasz Bobek– Hypernet działa w trudnym, górskim terenie, gdzie trzeba naprawdę solidnie zainwestować, żeby dojść do jednego klienta. Tutaj lokalne sieci raczej nie wchodzą sobie w paradę. Z powodów czysto ekonomicznych nie ma to sensu.
(źr. Hypernet)

Z drugiej strony działania samorządów mijają się z celem. Gminy chcą podatków od nieruchomości, a operator ma wykładać ciężkie pieniądze, żeby uzyskać kilkadziesiąt złotych od klienta? To jest problem i nie bardzo wiem, jak go ugryźć.

ŁUKASZ DEC: Ważny głos. Ja też nie posądzam samorządów o złośliwość czy zwykłą pazerność. Widać raczej strukturalną różnicę interesów między inwestorami telekomunikacyjnymi a środowiskiem samorządowym.

ŁUKASZ BOBEK: Mam też pozytywny przykład rozwiązania takich dylematów. W jednej z gmin mieli problem finansowania przebudowy drogi z powodów regulacyjnych: kanał technologiczny miał kosztować bodaj 2 mln zł ‒ to była chyba połowa całej inwestycji i gmina zastanawiała się, czy w tej sytuacji nie zrezygnować. Udało nam się porozumieć, wspólnie obejść trudności i wybudować własną infrastrukturę przy gminnej inwestycji.

MARCIN KUCZERA: Złożoność uwarunkowań prawnych może, paradoksalnie, działać na korzyść lokalnej pozycji ISP. My jesteśmy elastyczni, znamy swój obszar działania i mamy motywację. Duże telekomy mogą się cofać przed wyzwaniami, które my podejmiemy.

ŁUKASZ DEC: Czy wierzycie, że wasze środowisko może mieć wpływ na uwarunkowania prawne, które wpływają na inwestycje? Czy reprezentujące was organizacje są sprawcze?

MARCIN KUCZERA: Osobiście nie wierzę. Tu jest konflikt interesów, w którym są silniejsi gracze niż telekomy. Poza tym politycy kompletnie nie rozumieją naszych problemów.

ŁUKASZ BOBEK: Wiele lat jestem na rynku, dużo już widziałem i też trudno mi o optymizm. Krajowa Izba Komunikacji Ethernetowej [KIKE] działa jak może, ale reakcyjnie – gdy pojawia się zagrożenie. Nie działa proaktywnie, wpływając na warunki. Może jej członkowie za mało ją stymulują do działania, bo zajmują się bieżącymi sprawami w firmach.

ŁUKASZ DEC: Pewnie dlatego, że w waszym środowisku przeważają inżynierowie. Relacje publiczne, to chyba nie jest ich ulubione zajęcie.

TOMASZ ŚLĄSKI: To prawda, że KIKE jest reaktywna. Problem polega też na tym, że środowisko nie jest jednorodne – są firmy z kilkuset klientami i firmy z kilkudziesięcioma tysiącami klientów. Potrzeby i problemy są różne. Trudno znaleźć wspólny mianownik dla wszystkich. Poza tym rzeczywiście brakuje czasu, bo wszyscy są zajęci prowadzeniem firm.

KRZYSZTOF SKORUPSKI: Są operatorzy, którzy korzystali z dotacji i mają inne doświadczenia niż ci, którzy budowali sieć tylko komercyjnie. Są też różnice regionalne – problemy w dużych miastach są inne niż na wsiach. Trudno o wspólne stanowisko, gdy każdy ma inne priorytety.

Poza tym myślę, że wasze spostrzeżenie jest trafne, że politycy patrzą tu i teraz, oraz że muszą zobaczyć swój interes, żeby coś realizować. I pewnie nie jest niemożliwe dla izb gospodarczych, aby nasze problemy przedstawić ‒ chciałoby się powiedzieć: „opakować” ‒ tak, żeby politycy dostrzegali w nich także swój interes. Czy też interes społeczny, którego ochrona będzie dobrze odebrana przez obywateli.

MARCIN KUCZERA: Ja bym to „opakował” prosto: interes jaki rozumieją politycy, to sukces wyborczy ‒ swój lub partii, do których należą. Trzeba to sprzedawać jako ich sukces i przyszłe zwycięstwo w wyborach!

ŁUKASZ HAMERSKI: Jestem członkiem-założycielem KIKE i uważam, że ta organizacja zrobiła bardzo wiele dobrego (pomimo swoich problemów wewnętrznych). Cały czas uważam, że w KIKE jest za mało członków ‒ 200 wobec 3 000 operatorów zarejestrowanych w RPT. Uważam, że 500 członków izby, to minimum, żeby nasz głos był lepiej słyszany. Tutaj z kolei uważam, że izba powinna się lepiej promować.

ŁUKASZ DEC: Co by izbie dało 300 członków więcej?

ŁUKASZ HAMERSKI: Reprezentowałaby większe grono podmiotów. Te podmioty przekładają się na lokalnych polityków i ich potencjalne wsparcie. Nasi klienci, jak tylko dowiedzą się o planach budowy sieci, chcą usług natychmiast, a często musimy im tłumaczyć, że będą je mieli ‒ owszem ‒ ale za rok. Dlaczego? Bo takie są procedury i przepisy. To wszystko przekłada się na publiczne postrzeganie naszych problemów i możliwość ich rozwiązywania.

Liczba członków to także wielkość środków w dyspozycji izby, które są niezbędne ‒ choćby na wsparcie prawne ‒ do działania.

ŁUKASZ DEC: Według mnie, KIKE ma swoje osiągnięcia: dostęp do podbudowy słupowej to w istotnej mierze jej sukces.

TOMASZ ŚLĄSKI: Te słupy urosły już do legendy. Nie odmawiam zasług KIKE, ale w innych trudnych obszarach, o których rozmawialiśmy wcześniej, za dużo się nie dzieje.